ROMAN NOWICKI


Starszy wachmistrz żandarmerii Roman Nowicki, 52 lata, podoficer zawodowy, żonaty, dwoje dzieci.


17 września 1939 r. w porze popołudniowej, ok. godz. 16.00 od strony granicy (Korzec) do garnizonu Równe weszły wojska sowieckie, rzekomo do pomocy Polakom, o czym ogłaszała miejska straż obywatelska, składająca się przeważnie z Żydów.

Będąc pod okupacją bolszewików do 22 marca 1940 r. byłem pięć razy aresztowany przez miejską milicję i doprowadzany do NKWD celem przesłuchania.

W czasie przesłuchiwania zmuszali mnie do podania miejsca zamieszkania oficerów, podoficerów oraz osób cywilnych, które były konfidentami. Przesłuchiwanie odbywało się pod groźbą zastrzelenia (pistolet leżał na stole), a gdy nie mogli nic ode mnie się dowiedzieć, NKWD-zista kazał mi wejść do szafy, mówiąc: Budysz gawarit prawdu, job twoju mat, bo strielaju. Widząc, że nic nie odpowiadam, usłyszał turkot samochodu na ulicy i powiedział do mnie: Pożdy, zaraz będziesz miał świadków. I wyszedł, zostawiając mnie w szafie.

Po upływie ok. 15 min wrócił i krzyknął: Wychodi! Jednak świadków nie było żadnych, tylko tak straszył, żebym mu coś opowiedział. W końcu odezwał się do mnie głosem podniesionym: Siadyś! Siadłem i dał mi podpisać deklarację, że nikomu nie powiem, co mnie się pytali, nawet żonie. A gdyby się ktoś pytał, to mam powiedzieć, że byłem szukać pracy.

Tak się to działo pięć razy.

Dopiero 22 marca 1940 r. o 23.30 ktoś zapukał w okno. Zapytałem, kto tam. Odpowiedziano mi: Otworzy. Otworzyłem drzwi, do kuchni wszedł NKWD-zista i oficer, lejtnant. Pokazali mi nakaz aresztowania i przeprowadzenia rewizji osobistej i mieszkania [wydany] przez prokuratora sowieckiego.

W czasie rewizji osobistej i domowej zabrano mi wszystkie fotografie (57 sztuk) i dokumenty wojskowe i prywatne.

Po ukończonej rewizji kazał mi się ubrać, ze sobą nie brać nic z bielizny prócz ręcznika i tak odprowadzono mnie do więzienia w Równem, w którym przebywałem od 23 marca do 22 października 1940 r. Przez cały czas pobytu w więzieniu byłem przesłuchiwany co drugi dzień przez cały miesiąc i to tylko w porze nocnej, by tym sposobem nie dawać odpoczynku. Podczas przesłuchiwań wymuszano zeznania na okoliczność służby w wojsku, a to: dlaczego służyłem w armii burżujów, dlaczego służyłem w żandarmerii, następnie dlaczego w 1920 r. walczyłem przeciw armii sowieckiej itp.

Razem ze mną w więzieniu w Równem siedział dr mjr Strzelecki, kpt Kazimierz Maj, ks. [?] Pluta, st. sierż. Władysław Krzesaj, st. wachm. Stefan Gawlik, st. przod. Rybicki, st. sierż. Zygmunt Marcinkowski, nauczyciel Władysław Drozd i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.

22 października 1940 r. zostałem wywieziony do więzienia w Dubnie, gdzie siedziałem do 10 listopada 1940 r., w którym to dniu odczytano mi wyrok, że jestem zasądzony na osiem lat najcięższych robót w lesie.

11 listopada 1940 r. zostałem wywieziony z więzienia Dubno do „Brygidek” we Lwowie, gdzie pozostawałem przez trzy tygodnie. Następnie ze Lwowa zostałem wywieziony do więzienia Kijów, gdzie przebywałem przez tydzień. Z Kijowa wywieziono mnie do więzienia w Charkowie, w którym byłem przez trzy tygodnie.

28 grudnia 1940 r. zostałem wywieziony z Charkowa do łagru nr 8 Czybiu [Czibiu]-Uchta, Krutaja, gdzie przybyłem 6 stycznia 1941 r.

W czasie pobytu w łagrze wyżywienie było bardzo złe, przeważnie karmili owsem, chleba dawali 300 g. Ubranie podarte, chodziłem obdarty jak dziad, mimo 40–50 stopni mrozu, przy czym zawsze mówili: Ty, Polak, podochnysz.

W łagrze nr 8 razem ze mną przebywali: pan kapitan Mieczysław Jas, por. Jeżykowski, chor. Franciszek Nawrocki, ogn. Antoni Drohomirecki, st. wachm. Jan Dewal, dr Fiszer z Krakowa, plut. Antoni Karczewski i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.

Przez cały czas pobytu pracowałem tylko w lesie przy drzewie. Następnie przez dłuższy czas chorowałem na cyngę, na którą to chorobę wielu poumierało. Ja osobiście zawdzięczam dr. Fiszerowi, że mnie wybawił od śmierci, jak również dużo dobrego zrobił dla Polaków, którzy po prostu z nóg padali. Męka ta trwała do 15 września 1941 r.

Po ogłoszeniu amnestii wywieźli mnie do Czybiu [Czibiu], łagier nr 21 i 22, gdzie przebywałem przez trzy tygodnie. Po tym czasie wywieźli mnie wraz z innymi do Komi ZSRR [ASRR], miejscowość Wizynga [Wizinga], gdzie już pracowałem bez nadzoru i co [kto] zapracował, z tego się żywił. Ponieważ byłem już osłabiony, to bardzo mało zarabiałem, najwięcej jednego rubla dziennie, a życie kosztowało pięć do sześciu rubli.

W czasie pobytu w Komi najwięcej dokuczał mi st. sierż. Józef Dąbrowski, obecnie służy w 5 Dywizji Piechoty, w cywilu agronom. Ten, pełniąc obowiązki brygadiera, przeklinał mnie, dlaczego ja nie chcę pracować, mimo że widział, że ledwo żyję. W końcu wyrzucił mnie ze swojej brygady i powiedział majstrowi, który prowadził robotę i wszystkim zarządzał, że ja nic nie robię i dali mnie między Żydków do pracy, albo czyścić ustępy. Widząc, że nie tylko bolszewicy znęcają się nad Polakiem, ale nawet znalazł się swój obywatel, Polak, który niewart jest, by go nazwać obywatelem polskim, prosiłem st. wachm. Dewala, by napisał list do pana generała Andersa, który nas znał z garnizonu Równe, żeby nas wybawił z tej niewoli. Po 12 dniach nadeszła depesza od pana generała, by nas zwolniono od pracy i odesłano do armii polskiej. Bolszewicy i tak nie chcieli nas zwolnić, ale my, kiedy dowiedzieliśmy się, że nas powołano do armii, porzuciliśmy wszystko i udaliśmy się pieszo po śniegach ok. 200 km i zameldowaliśmy się w Kirowie w placówce polskiej, skąd transportem zawieziono nas do Guzaru [G’uzor].

W Guzarze [G’uzor] przeszedłem komisję poborową i po dwóch tygodniach zostałem przydzielony do 2 kompanii żandarmerii przy Ośrodku Zapasowym Armii, dowódcą kompanii był pan kapitan Wiśniewski [Wiśniowski].

Bagdad, 6 marca 1943 r.