WANDA KULCZYK

Warszawa, 20 października 1945 r. Sędzia śledczy Mikołaj Halfter przesłuchał niżej wymienioną jako świadka. Świadek Wanda Maria Kulczyk – znana ze sprawy – zeznała, co następuje:

Gdy przyjechałam do Ravensbrück, otrzymałam numer 7821, jednakże w obozie było wtedy tylko około 4 tys. więźniarek, dużo bowiem było wysyłane do fabryk. Wiadomo mi, na podstawie relacji z kuchni obozowej, że w marcu – kwietniu 1945 roku w obozie przebywało około 32 tys. kobiet.

28 lipca 1942 roku zabrano mnie do szpitala obozu (byłam zdrowa) gdzie otrzymałam dwa zastrzyki: jeden dożylny, drugi domięśniowo. Ogolono mi przed tymi zastrzykami nogi. Zastrzyki zrobiono mi jednocześnie, koło godziny dziewiątej rano. Leżałam potem do godziny szesnastej w szpitalu, po czym kazano mi wrócić na blok. Oba te zastrzyki były zrobione z bezbarwnego przeźroczystego płynu. Jeden zastrzyk był normalny, to znaczy jeden lub dwa centymetry sześcienne – ten był zrobiony dożylnie. Drugi zastrzyk był duży: wpuszczono mi jakiś płyn ze szprycy długości około 8 cm. Zastrzyki te nie były specjalnie bolesne. Mniej więcej po dziesięciu minutach po zastrzykach poczułam jakąś obojętność oraz, że podnosi się u mnie temperatura (zaznaczam, że zabiegów tych dokonano mi po pracy nocnej). Zabrano mnie około godziny trzynastej na wózek i powieźli mnie w kierunku sali operacyjnej. Przed salą operacyjną zobaczyłam leżącego na wózku mężczyznę, przykrytego prześcieradłem do szyi, przytomnego, (wiem o tym, bo, gdy mnie wieźli, to odwrócił głowę i spojrzał na mnie). Gdy mnie dowieźli do drzwi sali operacyjnej, to stamtąd wybiegł lekarz i zaczął krzyczeć na siostrę, że nie powinna była mnie przywozić teraz, kiedy robią operacje mężczyznom (powiedział to po niemiecku; rozumiałam to bo, uczyłam się niemieckiego w szkole). Zabrano więc mnie z powrotem na salę. Leżałam tam do godziny szesnastej, kiedy kazali mi wrócić na blok. Odprowadziła mnie koleżanka, która przychodziła na zabieg do dentysty. Gdy przybyłam na blok, to o godzinie osiemnastej na apelu zostałam zwolniona od pracy nocnej. Następnego dnia czułam się osłabiona, następnej nocy musiałam pójść do pracy, lecz nie pracowałam. 1 sierpnia wzięto mnie znowu do szpitala. Tam znowu dano mi takie same zastrzyki, jak poprzednio, po godzinie zaś od zastrzyków zabrano mnie na wózek i przed salą operacyjną zrobiono mi jeszcze jeden zastrzyk, po którym straciłam przytomność. Od koleżanek słyszałam, że moja operacja trwała dziesięć minut. Odzyskałam przytomność na łóżku w sali ogólnej szpitala. Przed zastrzykami 28 lipca kąpano mnie w szpitalu całą, przed operacją zaś 1 sierpnia 1942 myłam sobie nogi do pachwin.

Gdy oprzytomniałam, to stwierdziłam, że mam prawą nogę w gipsie do kolana, czułam ból po stronie zewnętrznej prawego podudzia i czułam w tym miejscu wilgoć. Miałam wysoką temperaturę, powyżej 40 stopni (wiem o tym, bo widziałam później wykaz mej temperatury). Następnego dnia brano mi z palca krew do analizy oraz mocz. Przez trzy dni miałam temperaturę około 40 stopni. Przez te trzy tygodnie dawano mi zastrzyki – jak mówiła wtedy lekarka – morfiny oraz dawano morfinę w płynie. Poza tym nie dawano mi żadnych lekarstw, w żadnej postaci. Co trzy dni robiono mi opatrunki. Pierwszych pięciu opatrunków nie widziałam, gdyż zakrywano mi głowę prześcieradłem.

Od koleżanek, które pracowały w szpitalu, wiem, że operację mi robił Gebhardt. Pierwszy opatrunek zrobił mi sam Gebhardt, pozostałe dr Fischer, który był asystentem dr. Gebhardta. W czasie szóstego opatrunku nie zakrywano mi już głowy prześcieradłem i wtedy miałam możność po raz pierwszy zobaczyć swoją nogę. Rana była na podudziu z zewnętrznej strony nogi, sięgała od kolana do kostki na długości mniej więcej 10 cm, głębokości do 5 cm, bardzo zaropiała, ropa była zielonawożółta. Opatrunek ten robiła mi miejscowa lekarka Oberheuser. Polegał on na obmyciu rany płynem, co do którego sądzę na podstawie wyjaśnień koleżanek pracujących jako sanitariuszki w szpitalu, iż był wodą Burowa. Po oczyszczeniu rany lekarka wycisnęła ropę i zebrała ją do miseczki. Wyciskanie było bardzo bolesne. Następnie lekarka przyłożyła do rany żółtą maść, jak sądzę wazelinę, w czasie innych opatrunków czasem w tym wypadku pudrowano ranę. Na tym się opatrunek skończył i odwieziono mnie na blok. W szpitalu po operacji przebywałam tylko trzy tygodnie, potem leżałam w bloku, gdzie byłam zwolniona od pracy i skąd również chodziłam na opatrunki. Po pięciu tygodniach od operacji rana na nodze zabliźniła się i w niedługim czasie zagoiła się.

15 września 1942 roku zostałam powtórnie wezwana do szpitala, gdzie lekarka miejscowa Oberheuser obejrzała mi nogę, potem zrobiła opatrunek ze słonej wody na nogę, która już była operowana. O tym, iż chodziło o słoną wodę przy opatrunku, wiem od koleżanek, które na polecenie dr Oberheuser przygotowywały tę wodę do opatrunku. Następnie lekarka przyłożyła mi do miejsca poprzednio operowanego na nodze gazę zmoczoną w słonej wodzie i obandażowała. Wilgotny był ten opatrunek przez całą noc. Pozostałam już w szpitalu na noc, a nazajutrz o godzinie dwunastej dostałam dwa zastrzyki, tak jak poprzednio mówiłam przy opisywaniu pierwszej operacji. Następnie zabrano mnie na salę operacyjną, przed którą dano mi zastrzyk dożylny, jak sądzę z narkozą, ponieważ zaraz straciłam przytomność. Wiem od koleżanek, iż ta druga operacja trwała również jak pierwsza dziesięć minut. Obudziłam się w łóżku, tym samym, co poprzednio zajmowałam, i na tejże sali. Nogę miałam obandażowaną równo z kolanem, bandaże były zakrwawione, czułam bardzo silny ból w tym samym miejscu, gdzie znajdowała się rana po pierwszej operacji. Miałam bardzo wysoką gorączkę, około 41 stopni, bolały mnie głowa i gardło i bardzo źle się czułam. Noga powyżej kolana aż do pachwiny oraz gruczoły w pachwinie były bardzo spuchnięte. Ponieważ widziałam krew na bandażach, przypuszczałam, iż w czasie operacji znów zrobiono cięcie na nodze. Dostałam po operacji zastrzyk morfiny – jak mi lekarka objaśniła – na uśmierzenie bólu. Na czwarty dzień po operacji zabrano mnie znów na salę operacyjną, gdzie po zastrzyku narkozy zrobiono mi opatrunek. Przez te cztery dni między operacją a opatrunkiem miałam gorączkę 40 stopni i byłam tak osłabiona, że nie mogłam się nawet poruszać, by się umyć i uczesać, pielęgnowały mnie w tym czasie koleżanki.

Na czym polegał pierwszy opatrunek, nie wiem, ponieważ jak zaznaczyłam, robiono mi go pod narkozą. Opatrunek, jak mi mówiły koleżanki, trwał około pięciu minut. Po trzech dniach nastąpił drugi opatrunek, już bez narkozy, w czasie którego zakryto mi twarz prześcieradłem. W czasie tego drugiego opatrunku czułam, że mi wyjęto nici ze szwów, którymi były zszyte trzy cięcia mojej rany. Wtedy od czasu operacji nie widziałam rany, dopiero po czwartym opatrunku, w czasie którego już nie zakrywano mi twarzy prześcieradłem, stwierdziłam, iż na mojej nodze były trzy cięcia. W czasie czwartego opatrunku zauważyłam, iż ropa na ranie jest zupełnie zielona i przypomina żabi skrzek. Lekarka zbierała ją do miseczki.

Słyszałam od koleżanek pracujących w szpitalu, iż ropa ta była badana przez szkło powiększające przez miejscowych lekarzy, to jest Rosenthala, Schiedlausky’ego i Oberheuser.

W dziesięć dni po operacji temperatura zaczęła się obniżać i poczułam się trochę lepiej. Przez cały czas po drugiej operacji nie dawano mi żadnych zastrzyków, oprócz morfiny na uśmierzenie bólu jak sądzę. Z lekarstw dawano mi tzw. Schmerztabletten, białe okrągłe tabletki, wielkości podobnej jak 1 grosz. Przez cały czas, gdy miałam silną gorączkę, odczuwałam bardzo silny ból od kolana do stopy i w stopie strasznie wierciło. Ból był tępy, przy ruchu.

Po miesiącu bolało mnie już mniej, zaczęłam wstawać. Po trzech tygodniach od operacji na noszach zaniesiono mnie na blok i tam leżałam jeszcze przeszło tydzień. Potem zaczęłam uczyć się chodzić. Najprzód chodziłam na palcach, potem starałam się stawiać stopę równo. Jako pozostałość wyżej opisanych przeżyć pozostało, iż nie mogę prawej stopy zginać tak jak lewą. Obecnie chodzę sama i nie utykam, jednak gdy chodzę na niskim obcasie, muszę podciągać nogę. Nie mogę również dużo chodzić ani prędko. Przy dużym chodzeniu noga prawa mi puchnie – całe podudzie od kolana do kostki i odczuwam ból tępy w miejscu, gdzie jest blizna.

Po drugiej operacji przez kilka miesięcy byłam zwolniona od pracy i apeli. Odżywianie przez cały czas, gdy nie miałam gorączki, było takie samo jak mieli wszyscy inni w obozie. Opatrunki do operacji przygotowywały więźniarki chore wenerycznie i chore na krwawą dyzenterię, opatrunki te nie były sterylizowane. Wiem o tym od koleżanek pracujących w szpitalu.

W szpitalu więziennym pracowała jako dentystka moja koleżanka, Eugenia Biega z Mławy, której adresu w tej chwili nie znam, ale postaram się dowiedzieć i prześlę ob. Sędziemu. Koleżanka moja pracowała w szpitalu od początku 1942 do maja 1945 roku, to jest do czasu ewakuacji obozu.

Od Eugenii Biegi słyszałam, iż w sali operacyjnej szpitala więziennego były robione – jak sądziłyśmy w celach doświadczalnych – operacje polegające na wyjmowaniu u osób zupełnie zdrowych, łopatki, czaszki, nogi, kręgosłupa. Części amputowane w zawiniątku zabierał gestapowiec do Berlina i Hohenlychen. Eugenia Biega i my wszystkie sądziłyśmy, iż zabierano te zawiniątka do Berlina, ponieważ ktoś o tym słyszał od jakiegoś nieznanego mi gestapowca. Natomiast o Hohenlychen miałyśmy informacje od naszych koleżanek więźniarek, które pracowały w szkole policyjnej tam się mieszczącej, a które zaobserwowały, iż właśnie tam – jak widziała Eugenia Biega – SS-man z zawiniątkiem przyjeżdża samochodem. Do Hohenlychen chodziła od nas do pracy jakiś czas Wanda Bakuniewicz pochodząca z Lublina, o której teraz niestety nic nie wiem, gdzie przebywa. Od Eugenii Biegi słyszałam także o dwóch konkretnych wypadkach spośród tych, o których powyżej wspomniałam.

Wiosną 1944 roku została wezwana do szpitala więziennego więźniarka Niemka, normalna i zdrowa. Nazwiska jej Biega nie znała, przynajmniej ja nie pamiętam, by je wymieniała. Mogę tylko scharakteryzować [ją] tym, iż należała do sekty religijnej Bibelforscher. Wszystkie członkinie tej sekty miały na rękawie trójkąt lila. Były osadzone w obozie za swoje przekonania religijne. Niemka ta była dostawiona na salę operacyjną, po czym z niej nie wyszła. Natomiast z sali tej po pewnym czasie wyszedł SS-man, niosąc paczkę. Drzwi do sali operacyjnej w tym czasie były zamknięte na klucz. Któraś z koleżanek pracujących w szpitalu wraz z Eugenią Biegą zakradły się na salę po otworzeniu w jakiś sposób drzwi i zobaczyły na sali trumnę, w której leżała wyżej wspomniana martwa Niemka – bez nóg. SS-man wsiadł do samochodu i odjechał, jak sądziłyśmy, do Berlina lub Hohenlychen.

Drugi wypadek, o którym słyszałam, był następujący: latem 1944 roku do szpitala więziennego była wezwana Rosjanka, nazwiska której nie znała opowiadająca mi to Eugenia Biega, i z sali nie wyszła. Natomiast wyszedł z sali operacyjnej SS-man z zawiniątkiem i odjechał. Koleżanki weszły potajemnie na salę i zobaczyły Rosjankę martwą w trumnie – bez ręki. O tych wszystkich wypadkach ściślej zezna Eugenia Biega.

Zaznaczam, że ani ja, ani moje koleżanki po operacjach nie leżałyśmy na sali ogólnej, lecz w separatkach i więźniarki pracujące w szpitalu jako sanitariuszki nie były do nas dopuszczane.

Począwszy od marca 1945 na terenie obozu trwały selekcje. Odbywało się to w ten sposób, iż wszystkie więźniarki wywoływano z bloku jak na apel, był obecny przy tym adiutant komendanta obozu, którego nazwiska nie znam, Oberina Binz, aufseherki, których nazwisk nie znam, z Arbeitseinsatzu Pflaum i Aufseherka, to jest SS-manka z Arbeitseinsatzu i jeszcze jedna SS-manka z laską długości 40 cm zakończoną srebrnym łukiem. Każda więźniarka boso, obnażona do połowy przechodziła przed wyżej wymienionymi osobami w szybkim tempie. Te, które miały nogi opuchnięte, siwe włosy lub ciało obwisłe, odchodziły na bok. Grupa tak utworzona była odstawiana na inne bloki i potem do tzw. Jugendlagru, skąd były co jakiś czas wywożone samochodem na stracenie.

Selekcje odbywały się dwa razy tygodniowo, potem co tydzień. Jeśli chodzi o wygląd osób przeprowadzających selekcję, to adiutant komendanta obozu był wysokim brunetem o oliwkowej cerze, dość tęgim, masywnie zbudowanym, o ponurym spojrzeniu; Binz była średniego wzrostu blondynką o jasnej cerze, szczupłą. Pflaum był średniego wzrostu, o twarzy okrągłej, grubej, wyglądu ordynarnego, ciemny blondyn. Był jeszcze przy selekcjach obecny lekarz, którego nazwiska nie znam, wysoki, ciemny. Przy selekcjach z pięciuset osób, około dwustu odstawiali do Jugendlagru. Selekcji podlegały również warszawianki ewakuowane w czasie i po powstaniu z sierpnia 1944.

Co do lekarzy biorących udział w operacjach doświadczalnych, to mogę ich scharakteryzować następująco: profesor Gebhardt i dr Fischer obchodzili się z nami łagodnie i traktowali chore po lekarsku. Natomiast dr Rosenthal i Schiedlausky odznaczali się wielką brutalnością. Dr Oberheuser odnosiła się do naszej grupy nieźle.

Spośród personelu obozowego brutalnością i złym obchodzeniem się z więźniami odznaczyli się: SS-manka Kungler z baraku pracy Betrieb, która biła więźniarki. Przy selekcjach wszyscy mający władzę byli okrutni i brutalni. Poza tym SS-manka Kowa, która pilnowała porządku na terenie obozu, odznaczała się brutalnością, Oberinka Mandel, która była zwierzchniczką SS-manek w obozie, Aufseherka Kopa z naszego 24 (ostatnio) bloku. W czasie, gdy ta ostatnia u nas była, blok miał numer 15. Jedynie Oberinka Langefeld obchodziła się z więźniarkami po ludzku i przez nią miałyśmy skrócone apele – pracowała przez rok, od 1943 do 1944, potem została aresztowana. Z SS-manów brutalnością wyróżniali się Opitz, szef wszystkich Betriebów; Reichslo – pilnujący więźniarek przy pracy w Schneiderei zwei; Picz – dozorujący pracę przy kożuchach, jak również SS-manka Schwarz, także zatrudniona przy kożuchach, SS-man Graff dozorujący magazyny.

Ze mną razem były operowane następujące osoby: Aniela Okoniewska, której adresu obecnego nie znam; Rozalia Gutek, rozstrzelana w 1944 na jesieni; Maria Gnaś, rozstrzelana w 1943 na jesieni; Maria Zielonka, rozstrzelana razem z Gutek; Wanda Wojtasik, zam. obecnie w Krakowie, studentka uniwersytetu, bliższego adresu nie znam.

Przy drugiej operacji wraz ze mną były operowane: Róża Gutek, Maria Zielonka, Jadwiga Kamińska – obecnie przebywająca w Szwecji, Władysława Karolewska, zam. obecnie w Warszawie, Urszula Karwacka – obecnie w Bydgoszczy, bliższego adresu nie znam.

Odczytano.