Warszawa, 23 lutego 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Józef Barysz |
Data i miejsce urodzenia | 1 listopada 1904 r., Warszawa |
Imiona rodziców | Józef i Józefa z d. Piekarska |
Zawód ojca | dekarz |
Przynależność państwowa i narodowość | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | 3 klasy szkoły powszechnej |
Zawód | murarz |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, Al. Jerozolimskie 39 m. 14 |
Karalność | niekarany |
Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy Al. Jerozolimskich 33, róg ul. Marszałkowskiej. 3 sierpnia 1944 roku przed południem wpadli do naszej bramy Niemcy, wehrmachtowcy, rozwalili bramę. Kazali wszystkim mężczyznom z naszego domu wyjść do bramy. Ustawili nas jedenastu półkolem naprzeciwko karabinu maszynowego. Jeden z nas rozumiał po niemiecku, dowiedzieliśmy się przez niego, że Niemcy chcą nas rozstrzelać za to, że rzekomo z naszego domu są ostrzeliwane pozycje niemieckie po drugiej stronie Alej i Marszałkowskiej. Jednak w tym momencie wpadł jakiś żołnierz niemiecki i zaczął tłumaczyć pozostałym, że my jesteśmy ludnością niewinną, że strzelają do Niemców z innego domu, którego ściana szczytowa widniała za naszą posesją. Niemcy wówczas kazali nam iść w kierunku Muzeum [Narodowego], kobiety wyprowadzili do restauracji „Wiktor” po przeciwnej stronie Marszałkowskiej, dom zaczęli grabić, a wieczorem tego dnia podpalili.
My, mężczyźni, doszliśmy do domu nr 17 przy Al. Jerozolimskich. Grupa nasza zwiększyła się znacznie już uprzednio, gdyż początkowo Niemcy spędzili nas wraz z mieszkańcami okolicznych domów przy Al. Jerozolimskich, do dyżurki dozorcy domu nr 29. Dom podpalili. Ludzie zaczęli się dusić, kobiety i dzieci poczęły krzyczeć i płakać. Wówczas Niemcy poprowadzili nas dalej w stronę Muzeum. Brama domu nr 17 przy Al. Jerozolimskich została otwarta, wówczas wszyscy weszliśmy w nią. Wehrmachtowcy, między którymi był jeden Ślązak, widzieli to, ale nie zareagowali.
Razem ze mną był wówczas Domański, pracownik SPB na Kole, starszy już człowiek, adresu jego nie znam.
Żadnych innych zbrodni niemieckich nie widziałem. Po stronie powstańczej w Warszawie pozostałem do 4 października, po czym przez Okęcie wydostałem się z miasta.
Kobiety z naszego domu zabrane 3 sierpnia, po dwóch tygodniach pobytu w restauracji „Wiktor”, dostały się do Pruszkowa.
Na tym protokół zakończono i odczytano.