CECYLIA CAJMER

Warszawa, 10 marca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Cecylia Cajmer z d. Heliczer
Imiona rodziców Michał i Helena z d. Mester
Data urodzenia 18 stycznia 1919 r. w Jeziernie, woj. tarnopolskie
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie 2 lata wydziału filozofii uniwersytetu we Lwowie
Przynależność państwowa polska, narodowość żydowska
Zawód przy mężu

W październiku 1941 roku w Jeziernie Unterscharführer SS, Erich Minkus (rodem z Zabrza) utworzył obóz dla ludności żydowskiej, zajmując na ten cel budynek domu ludowego przy kościele. Stało się to w ten sposób, iż spośród zgromadzonej ludności żydowskiej w Jeziernie wybrał na oko około stu Żydów, a także z okolicznych miast i miasteczek z województwa tarnopolskiego wybierał dalsze grupy. Obóz był oddany pod straż wyłącznie ukraińskiej milicji i znajdował się za drutami. Przebywających w obozie używano do robót przy budowie szosy.

Komendant Minkus stanowił typ zwyrodniały, bił Żydów (mężczyzn i kobiety) na apelach i przy innych okazjach, potem udawał się do domu i upijał się. Sceny takie widziałam prawie co dzień, mieszkając w domu położonym naprzeciwko obozu. Widziałam wielokrotnie, jak Minkus mordował słabszych więźniów, którzy nie mieli siły, by wdrapać się na samochód lub też, by stać o własnych siłach w czasie apelu.

Nazwisk zamordowanych nie znam.

W listopadzie czy w grudniu 1941 roku (daty dokładnie nie pamiętam), słyszałam od wielu osób, nie umiem określić od kogo, iż Minkus własnoręcznie zastrzelił ośmiu Żydów z obozu, zabranych do folwarku (dawnej własności Jampolskich). Żydzi zakopywali zwłoki więźniów radzieckich z obozu z folwarku. Po skończonej pracy Minkus zastrzelił robotników.

Nazwisk zamordowanych nie znam.

Ponadto Minkus dawał wolną rękę strażnikom Ukraińcom w mordowaniu Żydów przy pracy. Prawie codziennie przynoszono z pracy kilka zwłok robotników zastrzelonych rzekomo za próbę ucieczki. Minkus szczególnie znęcał się nad więźniami, gdy przyjeżdżali do niego szefowie ze Lwowa. Było to przynajmniej raz na tydzień. Zbierał wtedy więźniów, których publicznie szykanowano, wyśmiewano, bito, przy czym kilku z nich osobiście mordował, a potem zabierał szefów na libację. Minkus zajął frontowe mieszkanie w domu, gdzie mieszkaliśmy. W styczniu 1942 roku w nocy wyrzucił z mieszkania mnie, rodziców i 80-letnią babkę, którą zbił do nieprzytomności. Do pracy u niego musieliśmy przychodzić nadal. W marcu 1942 roku Minkus opuścił Jezierną i został komendantem obozu w Borkach Wielkich koło Tarnopola. O jego działalności na tym terenie może zeznać Paprocki (imienia nie znam) zatrudniony w Polskim Radio w Katowicach.

O działalności Minkusa na terenie Jezierny bliższych informacji mogą udzielić dyr. Maksymilian Dul i Anna Dulowa, zam. w Ząbkowicach Śląskich przy ul. Ziembickiej 45.

Zastępcą komendanta Minkusa był Bruno Kościelnik, pochodzący z miejscowości Haatsch, pow. Racibórz, sądzę, że był to Ślązak czeski. Pracował od końca października 1941 do połowy stycznia 1942 roku, kiedy to zabrano go na front wschodni. Widziałam prawie co dzień, jak Kościelnik, chcąc się przypodobać komendantowi, katował więźniów, bijąc ich do utraty przytomności. Słyszałam, iż kilku więźniów zastrzelił.

Wiem o tym z opowiadań, nazwisk ofiar nie znam.

Przed wyjazdem na urlop Kościelnik wywiózł do jakiegoś volksdeutscha we Lwowie cenne rzeczy wyłudzone od rodzin więźniów przebywających w obozie.

Jak widziałam, w obozie mogło przebywać od 300 do 400 więźniów, stan był płynny.

Widziałam, iż dziennie na cmentarz żydowski wywożono z obozu do pięciu zwłok zmarłych czy zamordowanych.

Zastępcą Minkusa na stanowisku komendanta obozu w Jeziernie był Ryszard Dyga rodem z Bytomia (mieszkał przy ul. Fałata).

Przebywał w Jeziernie od marca 1942 do ostatecznej likwidacji Żydów, to znaczy do czerwca 1943 roku. Widziałam, iż zaraz pierwszego dnia po przybyciu Dyga – jeszcze w obecności Minkusa – podczas apelu katował więźniów ustawionych w szeregu. Prawie każdego uderzył.

Od chwili przybycia Dygi zostały ograniczone racje żywnościowe dla więźniów, tak iż zapanował straszny głód. Więźniowie otrzymywali teraz rano i po powrocie z pracy wodnistą zupę, a rano do zupy kromkę chleba. Gdy u gospodarza padł koń lub inne zwierzę, padlinę zabierano do kuchni obozowej. W związku z tym zaczęły się choroby żołądka, dyzenteria i inne. Zabroniono podawać więźniom jedzenie. Strażnicy ukraińscy mieli rozkaz, by osoby podające jedzenie zamykać do obozu lub bić. Widziałam po przybyciu Dygi, jak więźniowie puchli z głodu i bardzo wielu z nich chorowało. Rozszerzała się dyzenteria. Przy porannych apelach i ładowaniu się na samochody wiozące więźniów do pracy, widziałam jak Dyga mordował osoby osłabione (stare lub chore), niemogące dość szybko wejść na samochód lub utrzymać się o własnych siłach.

Strażnicy mieli rozkaz strzelać do uciekających, przy czym jako represję za próbę ucieczki, oprócz zastrzelenia uciekającego, Dyga kazał na terenie obozu wieszać dwóch lub trzech więźniów przez siebie wybranych. Często widziałam zwłoki wiszące w ogródku posesji, gdzie mieścił się obóz, obok drogi wiodącej do kościoła.

10 października 1942 roku wyjechałam na Polesie, w przeddzień wysiedlenia z Jezierny do getta w Zborowie Żydów pozostających dotychczas poza obozem. Rozklejone było rozporządzenie, iż pod groźbą śmierci Żydzi z dobytkiem mają przejść do Zborowa.

W grudniu 1942 roku zostałam aresztowana w Pińsku jako podejrzana o pochodzenie niearyjskie, w kwietniu 1943 wywieziono mnie do Niemiec na roboty.

W grudniu 1944 roku w Berlinie zetknęłam się z Dorą Dodyk – Ukrainką, siostrą grekokatolickiego księdza z Jezierny (obecnego adresu jej nie znam), która opowiadała mi o ostatecznej likwidacji Żydów w Jeziernie. W czerwcu 1943 roku o świcie obóz został otoczony przez strażników ukraińskich i gestapo z Tarnopola. W obozie popełnił wtedy samobójstwo Fryderyk Wasler, student rodem z Tarnopola. Około 500 Żydów z obozu załadowano na samochody i wywieziono na cmentarz żydowski. Po drodze Wilhelm Lonfer z Jezierny próbował ucieczki, a Dyga go własnoręcznie zastrzelił. Rannego rzucono na wóz i dowieziono na cmentarz.

O przebiegu wypadków na cmentarzu Dodyk wiedziała od żony grabarza, Polki (nazwiska i adresu nie znam), która wyjechała do Polski. Na cmentarzu Dyga zastrzelił własnoręcznie osoby, które może więcej znał i lubił, lekarza obozowego Wilhelma Tenenbauma i siostrę Szapirową z 14-letnią córeczką Lusią, Józefa Szola, studenta z Tarnopola z narzeczoną Berkowiczówną (z Tarnopola), jego matkę, Landera (właściciela sklepu z Jezierny) z córką, Natana Pakieta – kupca. Przed zastrzeleniem odebrał od więźniów resztki złotych rzeczy. Pozostali więźniowie zostali zastrzeleni przez ukraińską milicję, przy czym Dyga egzekucją kierował. Zwłoki złożono na stosie i spalono. W ciągu 48 godzin strażnicy pilnowali stosu, strzegąc, by ranni nie uciekli z płomieni.

Po likwidacji masowej Dyga i jego ludzie wyławiali ukrywających się w terenie Żydów. Tak zginęli: Krawiec Borunsztejn, Fryderyk Fuchs, Rozalia Pakiet. Po likwidacji obozu Dyga sprzedał drogą licytacji rzeczy pożydowskie we własnym domu okolicznej ludności. Część rzeczy zabrał do Niemiec Georg Schuchardt, właściciel firmy eksportowej z Tarnopola, celem rozprzedaży.

Szczegóły o likwidacji Żydów w Jeziernie może podać wyżej wymieniony mgr Paperyn wraz z żoną, którzy ukrywali się w Jeziernie do ostatecznej likwidacji, oraz wyżej powołani Maksymilian i Anna Dul, którzy pozostawali w Jeziernej do dnia [brak daty] października 1942 roku.

Na tym protokół zakończono i odczytano.