PAWEŁ BRANNY

Warszawa, 20 października 1946 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, pod przysięgą. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Paweł Branny
Imiona rodziców Jan i Ewa z Węglorzów
Data urodzenia 13 maja 1888 r. w Żukowie Dolnym, pow. Cieszyn
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie politechnika
Przynależność państwowa i narodowość polska
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Gimnastyczna 3
Zawód inżynier, pracownik Zarządu Miejskiego

Wybuch wojny zastał mnie na stanowisku inspektora Wydziału Technicznego Zarządu Miejskiego w Warszawie, pełniłem równocześnie funkcję zastępcy dyrektora tegoż wydziału inż. Olszewskiego. Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Warszawy objąłem w styczniu 1940 r. kierownictwo tzw. biura łącznikowego Miejskich Urzędów Budowlanych, którą to funkcję pełniłem do 18 lutego 1943 roku, kiedy to inżynier Olszewski został aresztowany. 19 lutego 1943 burmistrz miasta Kulski powierzył mi pełnienie obowiązków dyrektora Wydziału Technicznego i na tym stanowisku pozostałem do wybuchu powstania w 1944 roku.

29 kwietnia 1943, w czwartek po świętach wielkanocnych, otrzymałem drogą telefoniczną wiadomość z kancelarii burmistrza miasta, że Niemcy zamierzają o godzinie dwunastej wysadzić w powietrze gmach Arsenału, położony na rogu ul. Długiej i Nalewek, w którym mieściły się wszystkie archiwa miejskie. Ponieważ biura Wydziału Technicznego, którego byłem kierownikiem, mieściły się w pałacu Mostowskich, położonym w bliskim sąsiedztwie Arsenału, udałem się natychmiast ul. Przejazd i Długą wzdłuż Arsenału do rogu ul. Nalewki i Długiej i stwierdziłem, że w podziemiach Arsenału biegnących wzdłuż ul. Nalewki oficer saperów i kilkunastu żołnierzy niemieckich usiłują dostać się do szaletu publicznego, zbudowanego przed wojną przez Zarząd Miejski w podziemiach Arsenału na rogu ul. Nalewki i Długiej. Szalet ten był od kilku miesięcy zamknięty, ponieważ z miejsca tego nastąpiło odbicie przez nasze organizacje więźniów, przewożonych autem do Pawiaka. Zapytany przeze mnie, o co chodzi, oficer saperów wyjaśnił mi, że powstańcy Żydzi, którzy dotąd przebywali w bunkrze zbudowanym przez nich na rogu ul. Franciszkańskiej i Nalewek przedostali się do sieci kanałów miejskich i zachodzi „poważne niebezpieczeństwo”, że z sieci tej przedostaną się do szaletu, a stąd do części miasta położonych poza gettem. W międzyczasie nadjechało auto Wodociągów i Kanalizacji wraz z inż. Jungem (volksdeutschem) i kilku robotnikami, niedługo potem inż. Missbach (również volksdeutsch) z urzędu starosty niemieckiego. Z trudnością udało nam się przekonać owego oficera saperów i towarzyszących mu żołnierzy, że przedostanie się powstańców Żydów z kanałów przez połączenie tego szaletu z kanałem jest niemożliwe, bo połączenia te mają najwyżej 15 cm średnicy. Wtedy Niemcy chcieli spiętrzyć w kanale kl. IV (o wymiarze poprzecznym 0,80 m x 1,35 m) wody kanałowe, aby w ten sposób powstańców znajdujących się w sieci kanałowej potopić. Kanał ten biegnie wzdłuż ul. Przejazd i dostać się do niego można było przez właz boczny położony na przecięciu się osi ul. Długiej i Przejazd. Spiętrzenie wody miało nastąpić przy pomocy worków z piaskiem, które miały być wrzucone do tego kanału poprzez wyżej wymieniony właz boczny. Wtedy inż. Missbach zwrócił Niemcom uwagę na to, że spiętrzenie wód kanałowych w sieci spowoduje podtopienie piwnic i suteren okolicznych domów. Dodał, że przez to może nastąpić nawet podtopienie podziemi pałacu Brühla. Tej ewentualności Niemcy się przestraszyli i odstąpili od zamiaru spiętrzania wód kanałowych. Postanowili jednakże powstańców Żydów, którzy ewentualnie znajdowali się jeszcze w kanale biegnącym wzdłuż ul. Nalewki (o wymiarze poprzecznym 0,60 x 1,10 m) dostawszy się tam z owego bunkra, uśmiercić w inny sposób. W tym celu spowodowali wybuch dużego ładunku materiału wybuchowego (tzw. trotylu) we włazie rewizyjnym położonym na tym kanale na odcinku między ul. św. Jacka a Franciszkańską. Wybuch takiego ładunku umieszczonego tuż pod sklepieniem kanału powodował gwałtowny wzrost ciśnienia powietrza i niewątpliwie natychmiastową śmierć. Byliśmy świadkami tego

Po spaleniu getta i zakończeniu pierwszego etapu niszczenia tej dzielnicy w maju 1943 roku, zwrócił się do mnie w czerwcu tegoż roku ksiądz Seweryn Popławski, proboszcz kościoła N.P. Marii przy ul. Leszno z prośbą o interwencję w sprawie zwrócenia tegoż kościoła władzom kościelnym. Ks. Popławski przebywał w swojej parafii aż do rozpoczęcia tzw. likwidacji getta w lipcu 1942 r. W drugiej połowie lipca tegoż roku musiał w dniu poprzedzającym rozpoczęcie likwidacji getta plebanię i kościół opuścić. Domy parafialne (poklasztorne) zamieniono na warsztaty krawieckie firmy Toebbens, a kościół na magazyny tejże firmy. W czasie pożaru getta w kwietniu 1943 r. plebania (dawne budynki poklasztorne) ucierpiała bardzo, kościół jednak uratowano dzięki akcji warszawskiej straży ogniowej. W urzędzie gubernatora Fischera skierowano ks. Popławskiego i mnie do generała Stroopa. Na skutek pośrednictwa pewnego wyższego urzędnika w gubernatorstwie (było to w czerwcu, dokładnej daty nie pamiętam) spotkanie księdza Popławskiego i moje ze Stroopem odbyło się na terenie okalającym kościół i w kościele samym. Stroop przyrzekł ks. Popławskiemu, że kościół i przyległe do niego domy poklasztorne wydzieli z ruin getta, co jednakże nie nastąpiło i kościół oraz budynki zostały do reszty ograbione, a w czasie powstania 1944 spalone i wysadzone w powietrze. Kościół ocalał w swoich murach chyba cudem, gdyż sklepienia nad dolnym kościołem runęły, a filar w ścianie zachodniej również. Jak mi mówili Niemcy z urzędu starosty, Stroop został w połowie lata 1943 wysłany do Grecji dla zlikwidowania powstania w Atenach.

Na tym protokół zakończono i odczytano.