WŁADYSŁAW STRZELCZYK

Warszawa, 26 stycznia 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Strzelczyk
Data i miejsce urodzenia 25 stycznia 1887 r., Bartniki, pow. Łowicz
Imiona rodziców Piotr i Maria z d. Tylkowska
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie 6 klas szkoły powszechnej
Zawód kelner
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Przechodnia 6 m. 14
Karalność niekarany

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy ul. Przechodniej 6. Do 7 sierpnia 1944 roku naszą ulicę zajmowali powstańcy. Dnia tego weszli tu Niemcy, Wehrmacht, i kazali wszystkim mieszkańcom naszej ulicy opuszczać domy. Powstańcy zajmowali wówczas jeszcze bank na rogu Przechodniej i pl. Bankowego.

Najpierw zostaliśmy poprowadzeni do Ogrodu Saskiego, gdzie SS-mani chcieli nas, mężczyzn brać na czołgi, jednak żołnierz, który nas wyprowadzał, nie zgodził się na to, mówiąc, że jesteśmy mu potrzebni do roboty. Poprowadził więc nas obok Hal Mirowskich. Przy rogu ul. Ptasiej leżały ciała pomordowanych około dziesięciu osób, mężczyzn i kobiet.

Zostaliśmy poprowadzeni między hale. Tutaj mężczyźni zostali zatrzymani, a kobiety i dzieci poszły dalej w stronę Woli. Nam Niemiec kazał zdjąć marynarki i zabrać się do oczyszczania ulic z barykad.

Tymczasem z hali wyszedł pijany SS-man, który chciał rozstrzelać czterech naszych młodych mężczyzn. Wówczas znowu wstawił się za nami komendant naszej eskorty. Wyrwał broń pijanemu SS-manowi, a gdy ten udał się do hali, gdzie było więcej SS-manów, kazał nam ubrać się z powrotem i iść prędko w kierunku Woli. Na Chłodnej przeszliśmy pod eskortę Ukraińców, którzy nam kazali biec z podniesionymi rękami, rewidowali nas, bili kolbami, rabowali cenniejsze przedmioty.

Doszliśmy do kościoła na Wolskiej, róg Bema. Następnego dnia spośród mężczyzn będących w kościele Niemcy wybrali grupę 160 mężczyzn, rzekomo na roboty. Jednak, jak później słyszałem, mężczyźni ci zostali rozstrzelani. Między nimi zginął mój znajomy, Rymsza.

Następnego dnia zostaliśmy wyprowadzeni na Dworzec Zachodni, a stąd przewiezieni do Pruszkowa.

Idąc do kościoła na Wolę ul. Wolską widziałem na rogu ul. Skierniewickiej, jak Niemiec zastrzelił prowadzoną przez drugą kobietę staruszkę, która już iść nie mogła.

Na tym protokół zakończono i odczytano.