MAKSYMILIAN PESTUSZ

Wachm. Maksymilian Pestusz, 45 lat, emerytowany policjant państwowy, żonaty.

10 stycznia 1941 r. zostałem aresztowany przez NKWD jako wrag Sowieckiego Sojuza i osadzony w więzieniu powiatowym w Wilejce. Podczas badania NKWD-ziści stosowali jakie tylko mogli tortury: bili gumą, kopali nogami i wyrażali się brutalnymi słowami.

Stosunek NKWD do Polaków, jak i do rządu polskiego, był jak najgorszy, wrogi. Tylko jedno słyszeliśmy od NKWD-zistów: „Polski nie ma, jak również i rządu polskiego ty nikogda nie uwidzisz ”.

W małej celi siedziało nas 75 osób. Było bardzo ciasno, dokuczało nam okropnie robactwo, do łaźni prowadzili nas co cztery tygodnie, pomocy lekarskiej nam nie udzielali.

Łączności z rodziną nie było.

Dawali nam po 600 g chleba i litr gotowanej strawy, w której oprócz głowy od ryby i muszli od ślimaków to nic nie było.

9 czerwca 1941 r. NKWD-ziści odczytali mi wyrok ośmiu lat trudowych isprawicielnych łagieriej. Po wybuchu wojny Sowietów z Niemcami wyprowadzili nas z więzienia z terenów polskich do Rosji Sowieckiej w kierunku Borysowa, pieszo. Podczas podróży NKWD-ziści raz dali nam po cztery suchary i wody. Gnali nas jak bydło przez dzień i noc, a kto osłabł, nie miał siły iść, przewrócił się, to podchodzili NKWD-ziści i dobijali z nagana albo przebijali na wylot bagnetem.

Doprowadzili nas do Borysowa, załadowali do wagonów po 40 osób i przywieźli nas do więzienia w R[i]azaniu. W tym więzieniu mało nas nie wykończyli. Dali nam po 400 g chleba i litr strawy gotowanej z łodyg zmarzniętych pomidorów. Byliśmy tak osłabieni, że nie mogliśmy chodzić, dostawaliśmy zawrotów głowy, zaczęliśmy puchnąć i chorować na czerwonkę. Dużo chorych z więzienia zabierali do szpitala, my już nic nie widzieliśmy.

6 września 1941 r. zostałem zwolniony z więzienia i udałem się do Buzułuku, gdzie wstąpiłem do wojska 10 września 1941 r.