ZDZISŁAW GORĄCZKO

Dnia 12 września 1945 r. w Poznaniu. Prokuratura Specjalnego Sądu Karnego w Poznaniu, w osobie prokuratora Jonsika, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Zdzisław Gorączko
Imiona rodziców Karol, Kazimiera
Wiek 17 lat
Miejsce zamieszkania Poznań, ul. Andrzejewskiego 16
Zawód uczeń gimnazjum
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

We wrześniu 1944 r., gdy byłem zatrudniony w firmie Pohl w Poznaniu jako chłopiec do posyłek, wchodzący do sklepu gestapowiec w cywilu zarzucił mi, że skradłem mu przed chwilą rower, stojący rzekomo w bramie. Pod tym pozorem na drugi dzień zabrał mnie z firmy do Domu Żołnierza. Tam zbito mnie, po ułożeniu mnie na stole i skrępowaniu rąk, do tego stopnia, że zemdlałem, a siedzenie miałem zbite do krwi, kompletnie posiekane. W czasie przesłuchań bito mnie pięściami po głowie, w uszy, w twarz. Zmuszony biciem, żeby uniknąć śmierci z pobicia, przyznałem się, że rower skradłem. Pozwolono mi wtedy iść do domu, a na drugi dzień zgłosić się do pracy. Pracy oczywiście nie byłem w stanie podjąć i pozostałem w domu. Na drugi dzień o godz. 11.00 przybył po mnie gestapowiec, zawiózł na gestapo. Tam oświadczył, że miałem szczęście, że nie poszedłem do lekarza, ale – ponieważ nie chcę pracować w piekarni – będę pracował u nich i to ciężko.

W tym samym dniu zawieziono mnie do obozu w Żabikowie. Tam przez trzy tygodnie leżałem w baraku, na gołej desce, bez słomy, przykryty cienkim, podartym kocem. Rany na siedzeniu jątrzyły mi się, ciekła ropa. Znalazł się jednak lekarz Polak z sąsiedniego baraku, który zdecydował [się na] operację. Przeprowadził ją przy pomocy nożyczek do cięcia bandaży, wycinając mi z pośladków kawały mięsa grubości dwóch–trzech centymetrów.

Po trzech tygodniach zwolniono mnie z obozu. Leczyłem się jeszcze przez sześć miesięcy, zanim powróciłem do zdrowia.

Odczytano, tak zeznałem.