ROMAN KWIATKOWSKI

Dnia 24 listopada 1947 r. w Gdańsku sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Gdańsku A. Zachariasiewicz, jako przewodniczący Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Gdańsku, na podstawie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r., przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, który uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Roman Kwiatkowski
Imiona rodziców Jan i Wincentyna
Wiek 63 lata
Miejsce zamieszkania Sopot, ul. Armii Czerwonej 68
Zajęcie urzędnik państwowy
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Odpis powyższego protokołu przesłano do dyspozycji Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, na ręce członka tejże komisji sędziego apelacyjnego śledczego Józefa Skórzyńskiego dnia 1 marca 1948 r. (L.dz. 36/48). [Świadek zeznał]:

W 1928 r. zostałem przydzielony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do Gdańska do Komisariatu Generalnego RP jako delegat ministerstwa. Prócz spraw administracyjnych zlecone miałem obserwowanie działalności Niemców obywateli polskich, którzy przez Gdańsk, mając tu łatwy dostęp, wchodzili w kontakt z różnymi czynnikami niemieckimi i następnie prowadzili robotę antypaństwową w Polsce.

W Gdańsku partie polityczne prowadziły wówczas zupełnie swobodną działalność, rozpiętość ich była dość szeroka, bo od partii komunistycznej, działającej zupełnie legalnie, poprzez socjalistów niemieckich, partię centrową katolicką, aż do prawicowej partii niemieckich narodowców oraz różnych drobnych grup i ugrupowań. Wszystkie one swobodnie się rozwijały i prowadziły swą robotę polityczną.

Zawsze jednak i we wszystkich enuncjacjach można było wyczuć wrogi stosunek do Polski, którą uważano za sprawczynię oderwania Gdańska od Rzeszy. Naturalnie znajdowały się zawsze czynniki, szczególnie te, które chciały prowadzić interesy gospodarcze, które szukały [możliwości] zbliżenia się do czynników polskich, jednak na zewnątrz zawsze znajdowały się sprawy sporne, które powodowały zadrażnienia i procesy na forum międzynarodowym, bowiem Liga Narodów była opiekunką statusu Wolnego Miasta Gdańska. Znana jest sprawa uprawnień poczty polskiej w Gdańsku, skrzynek pocztowych, spraw kolejowych, praw do języka i szkolnictwa polskiego, spraw celnych itd., które od czasu do czasu wybuchały jaskrawszym płomieniem i na nowo odgrzewały antypolską agitację.

W latach przed przyjazdem do Gdańska Forstera partia narodowosocjalistyczna już istniała, już po ulicach od czasu do czasu były urządzane wieczorne pochody z pochodniami, już były umundurowane oddziały SA, jednak były te jednostki nieliczne i liczyły zaledwie kilkuset członków.

Naturalnie, w tym czasie kontaktów niemieckich partii politycznych z Gdańska z polskimi Niemcami prawie że nie zaobserwowałem. Gdańscy Niemcy w swych własnych walkach partyjnych zajęci byli sobą. Nie znaczy to, że się wzajemnie nie komunikowano, ale na zewnątrz kontakty te prawie nie ujawniały się, zresztą dotyczyły one wtedy zagadnień życia partyjnego, pozostawiając władzom rozgrywkę stosunków polsko-gdańskich.

Gdy jednak w Niemczech Hitler zaczął już walkę o władzę, zauważył – zresztą może słusznie ze swego punktu widzenia – że w Gdańsku może powoli, ale zaczyna się tworzyć jednak ośrodek swobodnego życia partii politycznych, skąd może zacząć promieniować idea współżycia politycznego, która mogłaby przyczyniać mu trudności w jego dążeniu do realizowania planów na przyszłość. Ponadto kwestia Gdańska jako taka była dla niego również atutem w zwalczaniu postanowień traktatu wersalskiego i – odpowiednio nastawiona – pozwalała mu na zyskiwanie popularności w samych Niemczech.

Toteż gdy w listopadzie 1930 r. miały odbyć się wybory do sejmu gdańskiego, Hitler w październiku wysłał do Gdańska Goeringa, aby ten wybadał sytuację i przedstawił wnioski, co by należało uczynić, aby i Gdańsk wciągnąć w orbitę swych zamierzeń, zdając sobie sprawę z łatwości rozdmuchania tam ruchu narodowosocjalistycznego przez odpowiednią agitację, która by Niemcom gdańskim wykazywała krzywdę – jaką im przez odłączenie od Rzeszy jakoby zrobiono – oraz wskazywała niebezpieczeństwo opanowania miasta przez Polskę. Goering odbył w Gdańsku konferencje z różnymi osobistościami i, widząc na miejscu słabą organizację partii narodowosocjalistycznej, tymczasem powierzył Greiserowi komisaryczne prowadzenie organizacji hitlerowskiej. Goering i Hitler doszli do wniosku, że chcąc w tych płynnych dotychczas stosunkach politycznych w Gdańsku uchwycić silnie ster w ręce, trzeba posłać tam jakąś zupełnie pewną, ruchliwą, a przy tym obcą osobistość, któraby działała bezwzględnie, a oparta na autorytecie Hitlera, szerząc jego kult, realizowała zamierzenia bez względu na skutki polityczne, gdyż jednym z haseł Hitlera dla Gdańska, było zurück zum Reich. I wtedy wybór padł na Forstera. Był to człowiek młody, energiczny, od sześciu lat fanatyczny zwolennik Hitlera, kontaktujący się z nim od samego początku swej przynależności do NSDAP w Monachium, w Fürth, w Norymberdze, w Hamburgu, wychowanek słynnego żydożercy Streichera, który się nim od samego początku przynależności partyjnej zajął i wykształcił go jako mówcę. On to skontaktował Forstera z Hitlerem już w 1924 r., on zrobił go zastępcą prasowym wydawanego przez siebie organu zwalczającego Żydów „Stürmer” i już wtedy Forster pojął i stał się najgorliwszym wyznawcą haseł Hitlera, które głosiły usunięcie „parlamentaryzmu, rozbicia partyjnego i panowania Żydów”. Gdański szef wyszkolenia partyjnego NSDAP Wilhelm Löbsack, pisząc w 1934 r. historię opanowania Gdańska przez hitlerowców pod komendą Forstera, wkłada jego w usta: „Możecie mówić co chcecie, Hitler ma rację i jednego dnia zwyciężymy nie w szeregu jednym z księżmi, nie z burżuazją, nie z robotnikami, lecz z niemieckim narodem”. Tak w tym czasie swej pracy na terenie Frankonii i Norymbergi miał mówić Forster. Hitler wyzyskał zręcznie psychikę niemiecką, która szukała zawsze wodza, która wybrańca swego darzyła bezgranicznym zaufaniem i ślepo szła za jego rozkazami, nie pytając o morale jego idei, wierząc fanatycznie swemu przywódcy. Jednym z takich fanatycznych wyznawców był właśnie Forster i dlatego Hitler mógł na nim polegać w realizowaniu swych planów na wschodzie Rzeszy.

15 października 1930 r. Forster otrzymał pełnomocnictwa Hitlera, które brzmiały: „Pg. [?] poseł parlamentu Rzeszy Albert Forster zostaje niniejszym mianowany przeze mnie jako komisaryczny przywódca (Führer) dla obszaru Wolnego Miasta Gdańska. On ma wszelkie pełnomocnictwa tak co do organizacji (Gliederungen) politycznych, jak i co do SA i SS, aby przy nadchodzących wyborach do sejmu (gdańskiego) zarządzić to, co będzie uważał za potrzebne. Dalej – ma moje zlecenie, aby po wyborach przedłożył mi projekty co do urządzenia stosunków gdańskich. Podpisano Hitler” (Löbsack „Albert Forster”).

W ten sposób Hitler od razu, jednym pociągnięciem pióra, pojawił się na arenie stosunków polsko-gdańskich, przeszedł do porządku dziennego nad wszelkimi umowami i traktatami regulującymi sprawę gdańską i odtąd faktycznie stał się jedynym regulatorem według własnej woli – poprzez oddanego sobie fanatyka kwestii gdańskiej, której rozwiązanie sprowadził w myśl swych zamierzeń w dziewięć lat później.

Te uwagi czynię tu jedynie dlatego, aby następnie zrozumieć, że rola Forstera była już z góry postanowiona, że to, co się działo w Gdańsku, wynikało albo z poleceń Hitlera, albo też z inicjatywy namiestnika Hitlera, jakim od razu na terenie Gdańska został Forster. Wyjeżdżając do Gdańska, już miał cel: zdobycie pełnej władzy, aby „utrzymać niemieckość Gdańska, wzmocnić ją, aby to miasto obronić przed zgubą i naciskającym sąsiadem. Aby wypełnić hasło, Gdańsk narodowosocjalistyczny, zurück zum Reich (ibidem, Löbsack).

24 października1930 r. Forster przyjechał rannym pociągiem przychodzącym do Gdańska z Malborka i od tej chwili Gdańsk stał się instrumentem polityki Niemiec, a działalność Forstera zdaniem moim stała się fundamentem wszelkich przemian. Dziś, po upływie tylu lat, z powodu braku podkładek do czynionych z biegiem czasu obserwacji, trudno mi jest naprawdę rzucać dowody czy też opisywać fakty, które powstawały na skutek działalności Forstera. Drobne okruchy, które mi pozostały w pamięci, postaram się zreprodukować. Ale będą to tylko oderwane wypadki, powiedzenia, zwłaszcza, że siłą faktu mogą dotyczyć lat 1930 do 1939, tj. do wybuchu wojny. Gdyż, przewidując dobrze to, co potem względem Polaków przedsięwzięli hitlerowcy, musiałem się usunąć z tego terenu, ponieważ poza swą działalnością urzędową pracowałem społecznie.

Jakiekolwiek były posunięcia Forstera na terenie Gdańska, to były one tego rodzaju, że coraz bardziej rozpalały atmosferę nienawiści do wszystkiego co polskie, że jedne po drugich normy prawne statutu Gdańska były bezwzględnie łamane, że terror szalał na ulicy i nawet dzieci polskie wychodzące ze szkoły były bite i poniewierane na oczach policji, że Gdańsk powoli przemieniał się w obóz wojskowy prusactwa, ochrony zaś nikt nigdzie znaleźć nie mógł, bowiem i to udało się Forsterowi, względnie podstawionym przez niego czynnikom rządzącym w Gdańsku – senatowi – że Polska zgodziła się na załatwianie spraw spornych bezpośrednio z Gdańskiem, wyłączając czynnik nadrzędny, jakim była Liga Narodów. A załatwianie takie bezpośrednie miało skutek ten, że prawa polskiej ludności i interesu polskiego coraz bardziej się kurczyły. Wystarczyło wziąć do ręki oficjalny organ partii „Der Danziger Vorposten”, z jego tytułowym hasłem pod nagłówkiem umieszczonym Zurück zum Reich, w którym aż roiło się od ataków na rzekome prowokacje i zagrożenie niemczyzny przez Polaków, aby zdać sobie sprawę, że coś tu nie jest w porządku. Wciąż wysuwano hasło, że Niemcy gdańscy, że partia hitlerowska jest najbardziej pacyfistycznym tworem na świecie, że niczego tak nie pragną jak tylko najlepszego porozumienia Polską, a Polska wciąż tylko prowokuje i mąci wodę, chcąc znienacka uderzyć na biedny Gdańsk i przemocą wcielić go do Polski. Hasło złodzieja uciekającego przed pościgiem „łapaj złodzieja” – powtarzane wciąż i na każdym kroku czy to w prasie partyjnej, czy też na setkach zebrań przez wybitnych hitlerowców sprowadzanych nieustannie do Gdańska z Rzeszy, wydawało rezultaty, bowiem dyplomacja polska ulegała czarowi, uwierzywszy Hitlerowi, że wojny nie chce, że chce tylko jakichś korekt, jakiegoś rozwiązania sprawy korytarza gdańskiego, jednak w drodze pokojowej, że wszelkie przygotowania wojenne, przedsiębrane przez Forstera i Greisera w porozumieniu z czynnikami niemieckimi, to tylko kulisy, to rodzaj nacisku na dyplomatyczną grę o ustępstwa w sprawie korytarza. Do ostatniej chwili przed wybuchem wojny, gdy już jasne było, co się w Gdańsku dzieje, gdy na terenie WM Gdańska, wbrew postanowieniom traktatowym, ujawniły się wojskowe siły zbrojne, już nie SA czy SS, lecz regularne wojska niemieckie, gdy Forster i Greiser 15 sierpnia 1939 r. w Gdańsku na tzw. Exezierplatz (dziś I. Rokossowskiego) wręczali oddziałom wojskowym niemiecki sztandar wojskowy, gdy odbierali defiladę sił zbrojnych, gdy przez ulice miasta przeciągały w paradzie zmotoryzowane oddziały piechoty, samochody pancerne, artyleria, działa przeciwtankowe, wozy ze stacjami radiotelegraficznymi, wszystko wyekwipowane w nowe mundury, gdy na terenie miasta Gdańska, na Bischofsbergu i innych okolicznych wzgórzach stawiano ciężkie baterie, to jeszcze wtedy min. Chodacki na moje sprawozdania oświadczał mi, że to nie jest rzecz poważna, że jeśli Gdańsk to robi, to sam łamie traktaty i za to będzie odpowiadał, ale my łamać traktatów nie będziemy, minister Beck wie najlepiej, że żadnej wojny nie będzie i że „moimi raportami do ministerstwa wywołuję jedynie niepotrzebną panikę”.

Ale wracam do Forstera i do przybycia jego do Gdańska. Już w pierwszym dniu odbył on szereg konferencji z czynnikami partyjnymi, które istniały dotąd na terenie Wolnego Miasta Gdańska i począł wydawać zarządzenia organizacyjne. Po roku pobytu Forstera, partia wyglądała zupełnie inaczej, aniżeli gdy on przybył do Gdańska. Forster przemawiał na setkach zebrań na całym terenie, przedstawiał Hitlera jako zbawcę narodu niemieckiego, szerzył jego kult, urządzał obchody, pochody, poświęcenia sztandarów, sprowadził nowego organizatora oddziałów SA Linsmayera z Rzeszy. W ogóle nie dawał chwili spoczynku swoim podwładnym, przeprowadzał szereg kursów szkoleniowych dla działaczy politycznych ruchu hitlerowskiego, dla rozmaitych wojskowych formacji partyjnych, wysyłał całe zespoły do Rzeszy na wojskowe przeszkolenia i w ten sposób na przykład w Schupo powstały kadry podoficerów każdego gatunku broni. Byli to podoficerowie, zdaje mi się dzisiaj, że liczyła ona 16 secin, z których każda była specjalizowana w Niemczech jako kadra zawodowych podoficerów w danym gatunku broni. A więc piechota, kawaleria, służba łączności, pionierzy, lotnictwo, tak że wyszkolony zawodowy korpus podoficerski stał zawsze do dyspozycji i wystarczyło tylko powołać rezerwy i wcielić w odpowiednie formowane pułki, a armia, względnie korpus wojskowy był gotowy. Oficerów było również pod dostatkiem, bowiem ci byli ściągani do szkolenia oddziałów SA z Rzeszy i wcielani do tych formacji na stałe. Jak Forster rozbudował formacje hitlerowskie ilustruje fakt stworzenia silnych i licznych formacji SA i SS na tutejszym terenie. Gdy przybył do Gdańska, SA tutejsze liczyło ok. 600 ludzi, w dwa lata potem, jak opisuje to Löbsack, kadry hitlerowskie liczyły już 15 tys. ludzi w formacjach SA i cztery tysiące w SS. Wtedy nazywało się to, że są to niewinne formacje ludzi sportu, maszerujących ot tak sobie, robiących ćwiczenia w terenie w dzień i w nocy, z bronią lub bez, po prostu dla celów gimnastycznych, może więcej z potrzeby duszy pruskiej, która wymaga marszu. Jednak z chwilą wybuchu wojny dopiero przekonali się nasi dyplomaci, że z SA stawały od razu gotowe pułki wojskowe, że nie trzeba było zarządzać żadnej mobilizacji, gdyż wszędzie stały gotowe całe formacje i wydany rozkaz natychmiast uruchamiał daną jednostkę do działań wojennych. Na przykład w ataku na Westerplatte brały udział formacje SS oraz właśnie tej policji gdańskiej. W Gdańsku powstała więc brygada SA, która liczyła ok. 15 tys. ludzi. Składały się na nią: SA Marine Standarte Danzig licząca cztery kompanie: Sturm 1 Gdańsk, Sturm 2 Neufahrwasser, Sturm 3 Gdańsk, Sturm 4 Heubude. SA Brigade No. 6 Danzig: SA. Standarte 128 (notabene numeracja wzięta z dawnych, sprzed pierwszej wojny pułków niemieckich, które stacjonowały w Gdańsku). Sturm NA (Nachrichten), czyli łączności i wywiadu, Sturm PI (Pioniere), Sturm Sa (sanitarny). Te jednostki stały w Gdańsku przy dowództwie Standarty 128. Następnie Batalion 1/128 miał następujące kompanie: 1. stała w Oruni, 2. tak samo, 3. w Gdańsku, 4. na Zigankenberg i trzy rezerwowe kompanie – 1. w Oruni, 2. w Sidlicach [Siedlcach], 3. w Gdańsku. II Batalion Kompanie: Sturm 11 w Heubude, 12. i 13. w Gdańsku, tak samo rezerwowe 11., 12. i 13. w Gdańsku. Batalion 3.: komenda postojowa we Wrzeszczu. Sturmy: 21., 22 i 23. stały we Wrzeszczu, 24. w Oliwie i rezerwowe 21. we Wrzeszczu, 22. w Oliwie. Batalion 4. Sturm31. i 32. w Schellmühle, 33. w Nowym Porcie, 31. rezerwowy we Wrzeszczu, a 32. w Nowym Porcie.

SA Standarte No. 5 miał dwa bataliony 1., i 2., komenda ich stała w Gdańsku, dyslokacji dalszej dziś nie pamiętam.

SA Reiterstandarte (kawaleria), miejscem postoju był Wrzeszcz na pamiątkę przedwojennego pułku huzarów śmierci, który stał we Wrzeszczu. NSFK (Nationalsozialistisches Fliegerkorps), korpus lotniczy postój w Gdańsku. Posiadał na lotnisku własne hangary, aparaty szkoleniowe itd. NSKK (Nationalsozialistisches Kraftahrkorps), korpus motocyklowy: Motorstandarte Wrzeszcz, Motorgruppe Wrzeszcz, Motorstaffel Zoppot, Motorstaffel Orunia, które posiadały dziesięć Sturmów (kompanii) w Gdańsku, Wrzeszczu, Bohnsack, Praus (Pruszczu) Kahlbude, Oliva. Do tego teraz należy dodać formacje SS.

27 stycznia 1934 r. Hitler w uznaniu zasług Forstera w organizowaniu SA i SS mianował go SS Gruppenführerem przy sztandarcie 36 SS, w Gdańsku.

Naturalnie, jeśli tu mowa jest o pułkach SA czy SS, to nie były to formacje stale siedzące w kasarni, lecz byli to ludzie mieszkający w okręgu danego Sturmu i jako zwolennicy czy też członkowie partii stawiali się do pełnienia służby w czasie poza zajęciem w SA czy też SS formacjach. Mieli oni prawo chodzić zawsze umundurowani i po swym zajęciu cywilnym, ale też w dni świąteczne musieli zbierać się stale, nieraz zarządzano alarm w nocy, do swych formacji, gdzie przechodzili szkolenie wojskowe, forsowne marsze kilkudziesięciokilometrowe, nieraz z obciążeniem 25-funtowym w rucksacku, z łopatami, kilofami itd., co nieraz tak pięknie było opisywane przez „Danziger Vorposten”. Zadaję sobie pytanie, dlaczego te dziesiątki tysięcy ludzi nie garnęły się do tych organizacji przed przybyciem Forstera, dlaczego i w imię czego jako gdańszczanie, a nie obywatele Rzeszy, poświęcali swój cały czas wolny, spokój nocny, znosili trudy i niewygody w dni czy noce deszczowe czy zimne dla odbywania tych forsownych marszów?

Narzuca się również i takie pytanie: dlaczego do czasu przybycia Forstera urządzały pochody najrozmaitsze partie, komuniści, socjaliści, nawet i hitlerowcy w mundurach, czego nieraz sam byłem świadkiem.

Ludność stała na chodnikach, przypatrywała się pochodom, niesionym sztandarom, ludzie robili uwagi, niektórzy wykpiwali jakieś hasła czy emblematy. Ludzie nie zdejmowali czapek z głowy i wszystko odbywało się w spokoju. Dopiero po przyjściu Forstera, gdy formacje hitlerowskie wzrosły w siłę, gdy pochody hitlerowskie ze swymi znakami maszerowały ulicą, gdy ktoś nie podniósł ręki w sposób hitlerowski, wyskakiwali z szeregów hitlerowcy i bili i kopali nogami na ulicy wobec tłumu ludzi swe ofiary, raniąc je ciężko? Iluż Polaków zostało na ulicach ciężko pobitych i pokaleczonych dlatego tylko, że mieli to nieszczęście, że gdy szli ulicą, nadciągnęły właśnie jakieś pochody hitlerowskie? Jeden z takich ciężko pobitych Polaków, ob. Gulkowski, wówczas przedstawiciel kopalni węgla, znajduje się dzisiaj na tutejszym terenie i wciąż jeszcze niedomaga na skutek obrażeń odniesionych w Gdańsku, a zadanych mu przez zezwierzęconych hitlerowców maszerujących ulicą – za to, że nie podniósł ręki do hitlerowskiego pozdrowienia. On jeden na skutek interwencji otrzymał nawet od Senatu Gdańskiego odszkodowanie, zdaje mi się dziesięć tysięcy guldenów, a jednak iluż było Polaków czy Żydów pobitych i pokaleczonych, a nie dostali niczego?

Pamiętam jeden wypadek konkretny. Jak mi się zdaje, był to pierwszy wypadek ciężkiego pobicia przez hitlerowców obywatela polskiego w 1931, a może 1932 r. Ofiarą tej napaści był krawiec, Żyd nazwiskiem Lejb Murawa, który mieszkał w Gdańsku przy Heiligegeistgasse. Otóż rano w Komisariacie Generalnym RP zjawiła się żona tego Murawy wraz z nim, który miał całą głowę obandażowaną. Donieśli oni, że Lejb Murawa wieczorem dnia poprzedniego szedł do domu i na rogu ulicy Heiligegeistgasse i Kohlengasse został napadnięty przez kilku nieznanych mu osobników i z okrzykiem antyżydowskim został ciężko pobity w głowę, a jeden z napastników czymś twardym – jakby kastetem – uderzył go w twarz w ten sposób, że złamał mu kość u nasady nosa. Naturalnie komisarz generalny RP interweniował w senacie, prosił o przeprowadzenie śledztwa i ukaranie winnych napadu na spokojnego obywatela polskiego. Coś w trzy dni potem przyszła odpowiedź, z której wynikało, że Lejb Murawa w krytycznym czasie był pijany, a przechodząc ulicą, na rogu zaczął z całej siły bić głową w mur, wybił głową kawałek muru i przy tym złamał sobie naturalnie nos. Do pisma dołączona była fotografia tego narożnika, i rzeczywiście brakowało kilku cegieł na wysokości głowy ludzkiej. Senat dodał ponadto, że Lejb Murawa, za złośliwą chęć oczernienia obywateli gdańskich i chęć narażenia dobrych sąsiedzkich stosunków Gdańska i Polski został aresztowany i oddany do ukarania sądowi. O ile sobie przypominam, Murawa został przez sąd gdański ukarany dziewięciomiesięcznym aresztem i wydalony z Gdańska. Od tego czasu incydenty pobicia Polaków, dzieci polskich, Żydów polskich były częstym zjawiskiem. Dlaczego przed przybyciem Forstera do Gdańska nie notowano tych incydentów?

Powstały w tych czasach też i formacje młodzieżowe, Hitleriugend. I ta młodzież w wieku od jakichś 10 do 18 lat, była rekrutowana ze szkół, wszyscy musieli należeć do organizacji, kto nie chciał swego dziecka dać do Hitleriugend, ten tracił zajęcie czy stanowisko oraz był narażony na różne inne szykany. Młodzież niemiecka, organizowana w bataliony, odbywała też ćwiczenia, marsze itp. pruskie wychowanie, była umundurowana i stanowiła kadry dla późniejszych formacji SS czy SA. Naturalnie, na zbiórkach i na szkoleniach już od najmłodszych lat wpajano im idee hitlerowskie, idee wyższości rasy germańskiej, pogardy dla wszystkiego, co nie było urdeutsch. Ponieważ mieszkałem w pobliżu ul. Breitgasse, gdzie było wiele sklepów żydowskich, jak i mieszkało dużo Żydów, przechodząc tamtędy, często spotykałem maszerujące właśnie tą ulicą kolumny młodzieży hitlerowskiej, które chóralnie w marszu wygłaszały swe hasła, a bardzo często słyszałem śpiewaną przez nie piosenkę, której słowa z powodu częstego słyszenia zapamiętałem. Brzmiały one: Wenn Judenblut von langen Messern spritzt, es ist so schön, Kameraden stellt die Juden, stellt die Bonzen an die Wand, haut sie, haut sie, aber fest. Piosenka ta była dłuższa, ale dalszych słów już nie pamiętam. I właśnie na ulicy zamieszkałej przez Żydów zaczynano ją śpiewać. W latach 1932 albo 1933 właśnie na tej ulicy jednej nocy zdemolowano szereg sklepów żydowskich. Na domach wypisywano hasła antyżydowskie. Czyż ci młodzi uczniowie może w domu nauczyli się tej piosenki, która urabiała ich dusze do tego, by w jakieś dziesięć lat później, już jako członkowie SS, przeprowadzali wytępienie Żydów według przepisu partii? Czy też szkolenie tego rodzaju było przepisane przez partię, której głową i motorem był Forster? Czyż dziwne było potem bicie Żydów na ulicach miasta, gdy w ten sposób wychowywano młodzież, gdy na zebraniach wszędzie padało hasło: Juda verrecke, Juden sind unser Unglück, gdy na murach domów rozlepiano różnego rodzaju nalepki z rysunkami podburzającymi przeciw Żydom.

W Gdańsku istniało szkolnictwo polskie. W zasadzie rodzicom wolno było posyłać dzieci do szkoły polskiej. Obywatele polscy zajęci w instytucjach polskich mieli spokój od prześladowań za to, że dzieci ich uczęszczały do polskiej szkoły. Ale jakże odmienny był los tych Polaków obywateli gdańskich, którzy dzieci swe posyłali do szkół polskich. Na każdym kroku byli nagabywani, napastowani, niejednokrotnie pobici, do domów ich przychodziły jakieś komisje, które obiecywały różne korzyści materialne, lepsze zajęcie – jeśli tylko poślą swe dzieci do szkoły niemieckiej. W instytucjach niemieckich, gdzie Polacy pracowali jako robotnicy (stocznie, przeładunek drewna, fabryki itp.), wymawiano im miejsca pracy i skazywano na bezrobocie, bowiem w polskich instytucjach czy przedsięwzięciach nie było tyle miejsc pracy. I same dzieci po wyjściu ze szkoły na ulicy były napastowane, wyśmiewane, niejednokrotnie bite. Mniej odporni ulegali presji i wreszcie po wyczerpaniu dróg obrony przez czynniki polskie, które zwykle pozostawały bez rezultatu, przepisywali dzieci do szkoły niemieckiej, aby mieć spokój i pracę, aby oddalić od swych rodzin widmo nędzy i głodu. Nieraz tracili mieszkanie, bo na zlecenie właściciel domu wymawiał im mieszkanie, a przed poszukującym lokalu szła propaganda niemiecka, która wzbraniała innym gospodarzom domów wynajęcia go poszukującemu.

Przed świętami Bożego Narodzenia rodziców odwiedzały kobiety z organizacji hitlerowskiej zwłaszcza tych, którzy pracowali jako robotnicy, ludzi biednych, i wypytywały skwapliwie o potrzeby, opowiadały jakie to prezenty są przeznaczone przez partię hitlerowską dla biednych i znowu namawiały do przepisania dzieci do szkoły niemieckiej, obiecywały dla nich ubrania, buciki, wysyłanie na kolonie. Pod szkołami polskimi, gdy nasze dzieci wychodziły, w tym okresie przedświątecznym zjawiały się dzieci niemieckie i pokazywały polskim dzieciom prezenty, które otrzymały, łakocie, czekoladę itp., wypytując polskie dzieci, czy i w ich szkole też dawano takie prezenty. Dzieci przychodziły do domów z płaczem i pytały rodziców, dlaczego polska szkoła nie ma nic, a w najlepszym razie tylko w bardzo skromnych rozmiarach obdarowuje polskie dzieci. Ileż dzieci prosiło rodziców o przepisanie ich do szkoły niemieckiej, aby tylko dostać całe buciki czy ubranie? Te sprawy są mi dobrze wiadome, gdyż pracując społecznie, na takich Sidlicach [Siedlcach] czy w Nowym Porcie stykałem się przez wiele lat z robotnikami polskimi, którzy przedstawiali swe ciężkie położenie i walkę z pokusami germańskimi.

Na przestrzeni lat przez zaufanych ludzi obserwowałem setki zgromadzeń niemieckich. Na zebraniach tych wiele razy przemawiał Forster, a wiele razy sprowadzeni przez niego z Rzeszy wybitni mówcy czy działacze hitlerowscy. Obserwowałem to, ponieważ na większe zebrania i imprezy przyjeżdżali obywatele polscy narodowości polskiej, przeważnie z Pomorza, zwolennicy idei hitlerowskiej. Przyjeżdżało wielu właścicieli dóbr, junkrowie pruscy, którzy pozostali w Polsce jako obywatele polscy, bowiem władze niemieckie nakazywały im swego czasu opcję obywatelstwa polskiego, po to, aby nie zmniejszała się liczebność Niemców w Polsce. Przyjeżdżali często swymi luksusowymi samochodami. Toteż obserwacja zewnętrzna dawała mi numery tych samochodów, które następnie w porozumieniu z władzami w Polsce rozszyfrowywałem. Z biegiem lat powstała poważna kartoteka tych numerów, tak że następnie już bardzo łatwo rozszyfrowywałem tych obywateli polskich – Niemców, uczestników imprez hitlerowskich. Naturalnie z tego powstała konieczność zaznajomienia się też z treścią tego, co na tych imprezach było mówione. Mogę stwierdzić, że tak Forster, jak i inni mówcy na zebraniach tych bardzo często w sposób ordynarny napadali na Polskę, szerzyli nienawiść i rozpalali żądzę zemsty za zabranie, zrabowanie ziem poznańskiej, śląskiej, Pomorza i odłączenia Gdańska, za odcięcie Prus Wschodnich, za budowanie własnego portu w Gdyni. Polaków przedstawiano jako naród o niskiej kulturze, zacofany i wspominano, że Hitler tę niesprawiedliwość odrobi w chwili, która jest tylko jemu wiadoma. Forster w swych mowach wielokrotnie przemawiał w ten sposób do gdańszczan, że obowiązkiem każdego Niemca i członka partii jest wiara w Hitlera i jego posłannictwo, bezwzględne posłuszeństwo jemu i jego wypróbowanym, wiernym współpracownikom. To posłuszeństwo i zwarcie się narodu niemieckiego i wytrwanie doprowadzi do tego, że pewnego dnia rano, gdy się w Gdańsku obudzą, będą mieli tylko jedno zadanie do spełnienia, a mianowicie wywieszenie chorągwi hitlerowskich, gdyż Gdańsk w ciągu nocy został już przyłączony z powrotem do Rzeszy, a przeklęty korytarz zniknął z widowni politycznej. Dziś naturalnie, po upływie tylu lat, szczegółowej treści przemówień Forstera podać nie mogę, ale oświadczam, że z takich agresywnych i zjadliwych przemówień jego sporządziłem wiele, wiele sprawozdań, które wręczałem min. Chodackiemu czy też jego poprzednikom. Wiem, że ówczesny rząd polski na skutek tych przemówień polecił zrobić w senacie gdańskim démarche. Wiem, że na następnych zebraniach Forster czy też inni mówcy wytykali zgromadzonym, że wśród nich są ludzie, którzy po zebraniu nie mają nic lepszego do roboty, jak biec do tych przeklętych Polaków i donosić im, co się na partyjnym zebraniu niemieckim mówi. Wytykali to jako hańbę, prosili obecnych, aby uważali, czy ktoś nie robi w czasie zebrania notatek, wreszcie przy wejściu na salę warty z SS czy SA legitymowały przybyłych. Na takich zebraniach obecni byli również i obywatele polscy Niemcy. Po spotkaniach bywali oni też w dalszym ciągu na przyjęciach, co uzasadniało podejrzenie, że ci obywatele polscy prowadzili w Polsce wywiad i agitację polityczną na rzecz Niemiec hitlerowskich. Stwierdzono na podstawie obserwacji, że przed lokal partii na Jopengasse, gdzie była siedziba Forstera, przyjeżdżali również młodzi Niemcy obywatele polscy na motocyklach. I tych rozszyfrowano, przy czym okazało się, że

Na moje przedstawienia, że przecież taka organizacja niemczyzny na terenie Polski jest w najwyższym stopniu niebezpieczna i jakoś by trzeba tę sprawę zlikwidować, oświadczono mi, że na razie nie można przystąpić do likwidacji, że nasze władze wiedzą o tym, oraz że gdy przyjdzie stosowna chwila, od razu cała organizacja zostanie ujęta. Jak zostało to wykonane, wiemy wszyscy, bo było to 1 września 1939 r. – tysiące Polaków zostało wymordowanych, a spisy Polaków z Polski, niebezpiecznych dla Niemców, na długo przed wybuchem wojny były już w rękach niemieckich.

Jako drobny dowód tego, co tu naprowadzam, weźmy „Vorposten” z 4 maja 1936 r., gdzie mowa o agitacji hitlerowskiej w Polsce: „2 maja w Starogardzie (na Pomorzu) grupa miejscowa krajowej grupy »Polska« w zagranicznej organizacji NSDAP świętowała święto pracy niemieckiej, w którym to zebraniu brało udział ok. 250 osób. W Klubie Niemieckim odbyła się ta niczym przez władze polskie nie krępowana uroczystość, a po wniesieniu flag hitlerowskich zostały odśpiewane pieśni hitlerowskie, chóry wygłaszały hasła hitlerowskie, a najważniejszym zdarzeniem było wygłoszone przemówienie kierownika głównego urzędu NSV [Nationalsozialistische-Volkswohlfart] z Berlina Pg. [?] Rochnowa o nowych Niemczech i pokojowym rozbudowaniu ich”. Tyle pisze „Vorposten”, z czego wynika, że akcja niemieckich czynników partyjnych, najprawdopodobniej przybyłych via Gdańsk do Starogardu – jako że już 4 [maja] było sprawozdanie w oficjalnym organie gdańskiej partii – rozciągała się na Polskę. Ze Starogardu i powiatu do Gdańska na imprezy hitlerowskie przybywali liczni Niemcy, co stwierdziłem niejednokrotnie.

Zacytuję inny fakt o ścisłej współpracy Niemców polskich via Gdańsk z Niemcami. Otóż na terenie Sopotu mieszkała rodzina Krokowów, bogatych junkrów pruskich, jednak obywateli polskich, którzy mieli swe dobra w Polsce. Młody Krokow studiował w Gdańsku, zdaje mi się dzisiaj, że na politechnice. Gdy przyszedł czas, że miał się stawić do odbycia asenterunku w Polsce, aby odbyć obowiązek służby wojskowej jako jednoroczniak, został wezwany do zjawienia się w komisji poborowej w Polsce. Wówczas Krokow wniósł podanie o odroczenie mu stawiennictwa aż do czasu ukończenia studiów. Ministerstwo Spraw Wojskowych jednak załatwiło podanie Krokowa odmownie i przesłało akta do Komisariatu Generalnego RP, aby o tym powiadomić petenta. Z Komisariatu przez gdańską pocztę wysłano odpowiednie pismo do Krokowa do Sopotu. Poczta gdańska niemiecka pracowała precyzyjnie, po niemiecku. W Sopocie nie odnalazła Krokowa, a na podstawie zapewne informacji domowników odszukała go w Dreźnie, gdzie studiował w Wyższej Szkole Wojennej i tam pismo mu doręczono, a recepis zwrotny potwierdzony przez dowództwo Wyższej Szkoły Wojskowej w Dreźnie wraz z okrągłą stampilią i takie potwierdzenie przesłano nam do Komisariatu. A więc obywatel polski bez paszportu wyjechał do Niemiec, gdzie studiował nie politechnikę, lecz odbywał wyższe studia wojskowe, po czym już jako promowany oficer niemiecki miał zamiar iść odbyć polską służbę wojskową jako zwykły jednoroczny szeregowiec. Wyjazd z Gdańska ułatwiły mu władze gdańskie.

Kiedy omawiamy już sprawę działalności Niemców obywateli polskich, pozwolę sobie teraz przedstawić sprawę organizacji ich na terenie Gdańska. Zdaje mi się, bo daty dokładnej już nie pamiętam, że było to w 1935 r. obywatel polski Paul Schulz pochodzący z Laskowic, z zawodu farmaceuta, zamieszkały stale w Gdańsku-Wrzeszczu przy Heiligenbrunnerweg założył związek Niemców obywateli polskich. Zebrania odbywały się w przeznaczonej na zebrania sali kawiarni „Konietzko” w alei dziś Rokossowskiego w Gdańsku. Sala przystrojona flagami hitlerowskimi, a na ścianie wisiał portret Hitlera. Zebrania odbywały się periodycznie, jak często – dziś nie pamiętam. Bund liczył większą liczbę osób, dużo ludzi starszych, ale też i sporo młodzieży, zwłaszcza studentów z politechniki. Na zebraniach tych przemawiali różni mówcy, naturalnie w duchu i ideologii ściśle hitlerowskiej. Po jakimś czasie młodzież odłączyła się od tego Bundu i pozostali w nim jedynie ludzie starsi, studenci zaś założyli własną organizację, ściśle hitlerowską, pod nazwą Bund Deutscher Studenten aus Polen.

Lokal swój znaleźli również na Heiligenbrunnerweg. Byli oni w ścisłym związku z partią i czynnikami hitlerowskimi, jeździli z poleceniami partii do Polski, a to do Bydgoszczy, gdzie była centrala ruchu niemieckiego w Polsce, do Łodzi, na Śląsk i w Poznańskie. Czynniki partyjne ułatwiały im również wyjazdy do Rzeszy. Niektórzy mieli motocykle i rozjeżdżali nimi tak w terenie gdańskim, jak i do Polski. Również do nich przyjeżdżali wysłannicy i łącznicy z Polski i prowadzono w lokalu tym, gdzie część tych studentów mieszkała, ciągłe konspiracyjne narady. Po jakimś roku działalności studenci ci dostali umundurowanie zupełnie odpowiadające mundurom hitlerowskiej organizacji SS, a więc czarne, tylko ze względu na wyjazdy do Polski guziki przy tych mundurach nie były srebrne, a czarne, rogowe. Jak następnie stwierdziłem, byli oni wszyscy członkami formacji SS. Było ich ok. 40. Przewodniczącym czy komendantem był bardzo ruchliwy działacz będący w ciągłych rozjazdach między Polską a Niemcami, organizator łączności między władzami hitlerowskimi a Niemcami z Polski Kurt Ruther z Bydgoszczy. W czasie wojny, o ile mi wiadomo, organizacja ta została wcielona do SS jako Kameradschaft Tannenberg. Udało mi się obecnie zrekonstruować nazwiska tych ludzi. Są to: 1. Joachim Andretzki, pochodził z Rawicza, 2. Rudolf Binczok z Katowic, 3. Wolf Buetner, syn właściciela majątku koło Chełmna na Pomorzu, 4. Wolfgang Berger z Katowic, 5. Karl Cichy (Czichy), syn rzeźnika z Katowic, bardzo czynny kurier, 6. Harry Ertner z Łodzi, 7. Helmuth Engel z Katowic, 8. Richard Enders, nie wiem, skąd pochodził, 9. Stefan Fischer z Tarnowskich Gór, również bardzo aktywny, 10. Gerhard Gratzer z Królewskiej [?] Huty, 11. Gerhard Hartlap z Katowic, 12. Heinz Haar, lekarz z Bielska, w czasie okupacji miał być pracownikiem Gesundheitsamtu w Gdyni, 13. Siegfried Krüger z Łodzi, 14. Georg Kolonko z Katowic, tamże był prawdopodobnie w czasie wojny, 15. Siegfried Klein z Gdańska, bardzo zażarty hitlerowiec, 16. Helmut Kettler z Łodzi, 17. Karl König, syn właściciela farbiarni z Łodzi, 18. Lipiński, imienia nie znam, z Łodzi, w czasie wojny miał być nazywany przez kolegów Der Judenschlächter aus Lodsch, 19. Otto Lange z Łodzi, 20. Heinrich März z Łodzi, 21. Erwin Nikolai z Poznańskiego, w 1939 r. miał brać udział w zdobywaniu poczty polskiej i miał być mordercą wziętych do niewoli polskich pocztowców, 22. Herman Nerzheimer z Równego (Wołyń), 23. Niko Polzug z Łodzi, 24. Leo Pilz z Łodzi, 25. Walter Riedel z Chojnic, 26. wspomniany na początku Kurt Ruther z Bydgoszczy, 27. Konrad Sehr z Tarnowskich Gór, bardzo czynny działacz, 28. Ernst Schulz z Poznańskiego, 29. Adolf Schmidt, 30. Heinz Schmidt z Poznania, 31. Arno Schulz z Nakła, 32. Arnim Weber, 33. Paul Vogel z Łodzi i 34. Walter Zirkler z Bydgoszczy, który po wybuchu wojny miał brać udział w rozstrzeliwaniu Polaków w Bydgoszczy, oraz kilku innych, których nazwisk już dziś ustalić nie mogę.

Tyle jeszcze mogę dodać, że widząc działalność wymienionych, ich wyjazdy do Polski sygnalizowałem stale władzom w kraju, jednak żadnych kroków nie przedsięwzięto celem ukrócenia wywrotowej i destrukcyjnej roboty wymienionych. Czy i co się stało z wymienionymi w czasie wojny, tego również stwierdzić nie mogę, poza tymi wiadomościami, które podałem wyżej. Założyciel Bundu der Deutschen aus Polen Paul Schulz, który był jak wspomniałem bardzo ruchliwy, wciąż wyjeżdżał do Niemiec, a tu pozostawał w kontakcie z najwybitniejszymi działaczami hitlerowskimi, jakoby znajdował się w czasie wojny w Szwecji, gdzie pewnie podjął dalszą działalność szpiegowską dla Niemiec. Czy jednak tam jest, tego też stwierdzić nie mogę.

Jako źródło informacji można też traktować książeczkę wydaną w 1940 r. pod tytułem Der neue Reichsgau Danzig von Wolfgang Diewerge. Otóż i tam do tego okresu poprzedzającego agresję niemiecką znajdujemy parę uwag. I tak stwierdza autor, że w 1930 r. Göring z polecenia Hitlera był w Gdańsku, aby wybadać położenie. Na jego propozycję Hitler wysłał do Gdańska Forstera, który przybył 24 października 1930 r. i objął władzę nad okręgiem (Gau) i zaraz tego samego dnia wieczorem na zebraniu wezwał do jedności i wierności celem obalenia traktatu wersalskiego (str. 28).

Dalej powiada autor, że Gauleiter powziął postanowienie uzbroić okręg, aby być przygotowanym na wszelkie możliwe ewentualności. Z całą szybkością zdolni do broni gdańscy mężczyźni zostali powołani pod broń, zasileni przez ochotników z Niemiec (oddziały SS na Hagelsbergu). Na małym placu ćwiczebnym Forster wręczył SS-Heimwehrze sztandar wojenny. Na drogach do Polski sporządzono zapory i łapki na tanki, przez łąki i pola wykopano rowy, a SA, SS, Schupo i NSKK [Nationalsozialistisches Kraftfahrkorps] pełniły służbę wojskową (str. 32).

Nationalsozialistischer Deutscher [?] Studentenbund, do którego należeli studenci politechniki, akademii medycznej i wyższej szkoły dla nauczycielstwa, zdziałał dużo dla uwolnienia Gdańska. Z początkiem lata 1939 r. dzięki postawie niemieckich studentów na politechnice doszło do zajść ze studentami polskimi, a skutek był taki, że studenci polscy nie mogli więcej wchodzić na politechnikę (str. 55). Dodaję do tego, że wspomniany przeze mnie Bund deutsche aus Polen brał czynny udział w napadzie i pobiciu Polaków, dziś już nie pomnę nazwisk uczestników tej prowokacji spośród członków Bundu.

Dalej jeszcze, dla charakterystyki tego, co mówiono w Gdańsku na zebraniach hitlerowskich, podam kilka krótkich streszczeń z przemówień czy to Forstera, czy też kilku innych osobistości, na podstawie organu partii „Der Danziger Vorposten”, którego kilkanaście numerów obecnie przypadkowo wpadło mi w ręce. Są to numery z okresu od kwietnia do czerwca 1936 r., a więc jeszcze z czasów, gdy Hitler głosił swoje pacyfistyczne nastawienie wobec sąsiadów, gdy mówił, „że nieznany mu jest zamiar germanizowania, aby z Polaków czy Francuzów robić Niemców, że widzi i rozumie jako fakt, że istnieją i istnieć muszą inne narody sąsiedzkie”. Wtedy jeszcze nie nadszedł był czas, gdy Hitler nie chciał wprawdzie nikogo germanizować, ale za to chciał wytępić inne narody.

„Vorposten” z 7 kwietnia 1936 r.: W ratuszu na Pfefferstadt odbyło się uroczyste odebranie ślubowania od 71 kierowników ochrony przeciwlotniczej. Byli to przedstawiciele banków, domów towarowych, biur i innych większych przedsiębiorstw. Obecni byli prezydent policji, kierownik sztabowy ochrony przeciwlotniczej Semprich, urzędnicy policji i organizacji przeciwlotniczej. Po wniesieniu flag hitlerowskich przemówił prezydent policji. W mowie swej zaznaczył, że właśnie w Gdańsku ludność musi się zjednoczyć w organizacji przeciwlotniczej, aby odwrócić możliwości katastrofy ogniowej oraz niebezpieczeństwo z powietrza, bowiem stare budowle takowe stwarzają. Aby bronić naszego pięknego miasta, znaleźli się ludzie, którzy gotowi są przejść odpowiednie przeszkolenie i przeprowadzić odpowiednie rygory w swoich warsztatach pracy. Przejęcie tych obowiązków jest bardzo odpowiedzialne. Każdy z uczestników musi przeprowadzić odpowiednie czynności, które zapewnią bezpieczeństwo jego kolegom w pracy. Następnie wszyscy uczestnicy, stojąc, złożyli uroczyste ślubowanie, po czym prezydent policji powitał ich jako kolegów i współpracowników policji. Każdy podpisał swe ślubowanie i podał rękę na dowód, że będzie wiernie spełniał swe obowiązki, po czym jeden z kierowników ochrony przeciwlotniczej wniósł trzykrotny okrzyk Sieg Heil na cześć Hitlera, ojczyzny niemieckiej i rodzinnego miasta Gdańska. Następnie wyświetlono film Indistrieller Luftschutz oraz odpowiadano na zapytania uczestników. Jakie były zapytania, tego „Vorposten” nie podaje.

Z okazji dnia urodzin Hitlera „Vorposten” z 20 kwietnia 1936 r. donosi o różnych imprezach na cześć Führera w Gdańsku. Naturalnie, cały duży numer poświęcony był temu tak radosnemu zdarzeniu dla partii, podaję jednak tylko małe wyjątki. A więc Forster wraz ze swoim sztabem prowadził defiladę trzech tysięcy [członków] SA. Dalej gazeta donosi, że w nocy [z 19] na 20 kwietnia odbyło się uroczyste zaprzysiężenie na wierność 36 pułku (Standarte) SS, formacji stojącej w Gdańsku, której szefem był Forster jako dowódca SS-brygady. Oprócz tego składały przysięgę na wierność jednostki pionierów, motorowe, sanitarne, kawalerii i łączności oraz batalion I.71. SA z pow. Gdańskie Wyżyny. Przysięgę na wierność odebrał SS-Oberführer Maack i mówił o znaczeniu tej uroczystości. Z uderzeniem północy przemawiał Forster i przedstawił zaprzysiężonym, jakie nierozerwalne więzy łączą ich odtąd z ruchem narodowo-socjalistycznym. Dalej mówił o Hitlerze, o dniu jego urodzin, o życzeniach Gdańska, po czym uczczeniem Hitlera zakończono tę podniosłą uroczystość.

Dzień 20 kwietnia, jak podaje „Vorposten”, był również bardzo uroczyście obchodzony we wszystkich szkołach gdańskich, tak samo jak i we wszystkich większych przedsiębiorstwach.

W Oliwie defiladę oddziałów SA przyjął prezydent senatu Greiser. O ósmej wieczorem w hali targowej (Messehalle) do zgromadzonych kilku tysięcy ludzi przemawiał Forster. Mówił – jak podaje „Vorposten” – o walce narodu niemieckiego o byt. Dalej wskazywał, że Hitler poznał prawdziwe siły rozkładające naród niemiecki, jakimi są żydostwo i marksizm. Hitler (cytuję dosłownie) jest cudem boskim, jest geniuszem, który myśl boską wciela w ludzi i pośredniczy w jej odbiorze. Fanatycznie i nieugięcie porywa ludzi wzwyż. Buduje nowe Niemcy, miasta, autostrady, rozwija sztuki. Gdańsk zawdzięcza mu budowę swego teatru. Dalej rozbudowuje technikę, a to: motory, lotnictwo, okręty, bo jako żołnierz jest doświadczonym strategiem, który rozumie potrzeby narodu. Popiera więc i wynalazczość niemiecką. On stwarza nowe oblicze Europy. My jesteśmy – mówił – arcyszczęśliwi i dumni, że nasza wiara w niego okazała się słuszna. My go kochamy i modlimy się: Panie Boże w niebiesiech! Dziękujemy Ci, że w czasie ciężkiej potrzeby (Not) zesłałeś nam męża, który nas uwolnił od wstydu i hańby. Panie Boże w niebie, spójrz na niemiecki naród, który przez Adolfa Hitlera znowu odnalazł swój własny sens bytu (Wesensart) i spełnij nam życzenie, które brzmi: trzymaj błogosławiącą rękę dalej nad naszym wodzem, utrzymuj go długo w zdrowiu, aby mógł naszą ojczyznę znowu doprowadzić do wielkości i wspaniałości! Amen. Tysiące rozentuzjazmowanych ludzi – jak pisze „Vorposten” – wzniosło ręce do modlitwy, po czym rozbrzmiało Deutschlanslied, Sieg Heil i Horstwessellied. Tegoż dnia odbyło się zebranie w kierownictwie frontu pracy, na którym – jak donosi „Vorposten” z 22 kwietnia – przemawiał Forster. Mówił o Hitlerze jako o oswobodzicielu niemieckiego narodu z głębokiego poniżenia, nieubłaganym przeciwniku marksizmu, uzdrowicielu Niemiec, który naród niemiecki uczyni znowu silnym. Wzywał do niezawodnego i wiernego wypełniania obowiązków, przez co Niemcy mogą najlepiej wyrazić swe oddanie i miłość dla Hitlera. Prosimy Boga, aby nam przez długie lata utrzymywał zdrowego na duszy i ciele wodza, bo gdy on żyje silny, zdrowy i twórczy, to i Niemcy będą zdrowe i silne i będą mogły się rozwijać w swym pędzie, jaki nadał im od trzech lat Hitler.

Jak donosi „Vorposten” z 27 kwietnia 1936 r., 26 kwietnia tego roku w auli politechniki odbył się zjazd techników (Tag der Technik) gdańskich. Zjazd otworzył kierownik urzędu okręgu gdańskiego technicznego Pg. [?] dyr. Sonntag. O Niemczech i traktacie wersalskim mówił Oberstudiendirektor i prezydent sejmu gdańskiego Pg. [?] Beil. Mówca przedstawił zebranym, że Hitler od objęcia władzy, tj. od 1933 r., rozpoczął atak na więzy traktatu wersalskiego, na ruch wolnomularski i żydostwo. Dużo od tego czasu zmieniło się w Niemczech, a gdy jedno ogniwo traktatu wersalskiego za drugim pękało, obce mocarstwa zadowalały się papierowym protestem o moralnym potępieniu Niemiec. Następnie mówił o nowoczesnej technice uzbrojenia i naukowym prowadzeniu wojny dr inż. Schwabe. Nowoczesne prowadzenie wojny bez uwzględnienia technicznych możliwości kraju i jego technicznie wykształconego korpusu inżynierskiego jest nie do pomyślenia. Wszelka połowiczność w tej sprawie w razie wojny mści się srodze. W przyszłej wojnie środki łączności i wywiad będą odgrywać decydującą rolę, jeśli marsz zmotoryzowanych kolumn ma przybrać daleko szybsze tempo, niż to było w tamtej wojnie. Jako przykład mówca podaje atak gazowy na angielski front pod Ypern [Ypres] i niewykorzystanie ogromnych strat angielskich oraz możliwości przedarcia wtedy frontu z braku rezerw. Myśmy nie docenili wtedy wozów pancernych, które rzucił nieprzyjaciel, oraz zaniedbaliśmy także fabrykację broni przeciwpancernej. Dalej mówca mówił o technice pomiarowej i systemie rozpoznawczym w wojnie ruchomej, co jest bardzo ważne dla ciężkiej artylerii. Mówił też o potrzebie przemiany broni ręcznej na maszynową, o motoryzacji, potrzebie odbudowy floty, zbrojeniach powietrznych, o totalnej wojnie z powietrza. Walczący tylko jako badacz, a badacz jako walczący może poznać swą broń i ją doskonalić. Dlatego wojsko i cywilni w swych zawodach muszą być szkoleni planowo celem zrozumienia naukowych i technicznych możliwości broni. Mówca nawoływał do stworzenia inżyniera zbrojeń, akademii zbrojeń, szkolenia inżynierów wojskowych cywilnych i przy każdym zawodzie. Potem dłuższy wykład wygłosił dr Grünberg z Królewca o upadku i dźwiganiu się z niego niemieckiego wschodu. Tu jednak streszczenia tego wykładu „Vorposten” nie podaje.

„Vorposten” z 26 maja 1936 r. przynosi krótkie sprawozdanie z zebrania 25 maja w sali sportowej ok. trzech tysięcy. niemieckich kobiet z Gdańska. Przemawiał Forster. Chwalił kobiety i ich przywódczynię w Gdańsku Idę Günther, które tak bardzo pomagają w walce o Gdańsk niemiecki. Dalej mówił o wynikach pracy Hitlera, o zjednoczeniu całego narodu, który stał się już narodem zbrojnym (wehrhaft). I tu, w Gdańsku, na tej wysuniętej placówce, ruch hitlerowski ma ciężkie zadania do spełnienia. Trzeba prowadzić walkę o niemieckość na tym skrawku niemieckim oderwanym od macierzy. Hitler stale myśli o Gdańsku i tym samym dodaje nam sił do prowadzenia dalszej walki.

„Vorposten” z 26 maja 1936 r. donosi też o 25-kilometrowym marszu na terenie gdańskim 5 kompanii 128 Standartu z 25-kilowym obciążeniem w tornistrze. Był to marsz pospieszny i był ćwiczeniem do marszów niemieckich formacji w Rzeszy. Sturmy te brały następnie udział w marszach w Niemczech w Brunszwiku i w Halberstadt, gdzie uczestniczyły w ćwiczeniach jako zmotoryzowana piechota na samochodach ciężarowych z napisami Sturm Danzig i Danzig deutsche Vorposten.

„Vorposten” z 29 maja i 6 czerwca 1936 r. sprawozdaje: Zebranie grupy NSDAP Grosse Molde w kawiarni „Derra” (jedna z wielkich sal w Gdańsku-Siedlcach) 28 maja 1936 r. Przemawiał zastępca Gauleitera Forstera – Greiser, prezydent senatu. Mówił, że rewolucja niemiecka w 1918 r. zniszczyła nadzieje Niemiec. Jednak żołnierz frontowy Adolf Hitler posiadł siłę i sztukę dania wyrazu ideałom niemieckim. Po deszczu przyszło słońce, po 1918 przyszedł 1933 r. Nad Gdańskiem są jeszcze czarne chmury i nawet jeszcze deszcz pada. Chmur rozpędzić nie możemy, ale wiemy, że i w Gdańsku po deszczu musi przyjść słońce. My nazywamy Gdańsk Vorposten (tzn. przedpole), a wiemy, że na wojnie to oznacza więcej walki i większe ofiary. Ale na przedpolu musi się wytrzymać – jak żołnierz, nie dbając o trud i ofiarę. Jako Niemcy i narodowi socjaliści chcemy utrzymać to przedpole i rozbudować je, aby na zawsze zostało silną twierdzą niemczyzny – tyle „Vorposten” o tym zebraniu. Jednak wychodząca wtedy jeszcze socjalistyczna „Volksstimme” przyniosła w swych numerach 124 i 125 z 29 i 30 maja 1936 r. sprawozdanie z tego przemówienia, a jak podał następnie „Vorposten”, prezydent policji zarządzeniem z 2 czerwca 1936 r. zarządził konfiskatę tych numerów „Volkstimme” i zawiesił jej ukazywanie się na dwa miesiące za rzekome fałszywe sprawozdanie z tego zebrania i przemowy prezydenta senatu Greisera, bowiem szerzenie wiadomości o takich zwrotach przemowy, jakie podała „Volkstimme” jest zdolne „zakłócić dobre i przyjazne sąsiedzkie stosunki z Republiką Polską”. Widać z tego, jakiego rodzaju było to przemówienie szefa rządu gdańskiego, a zarazem zastępcy Gauleitera Forstera, o stosunkach z tak bardzo zaprzyjaźnioną z nimi Republiką Polską, że prawdziwe sprawozdanie o przebiegu tego zebrania trzeba było konfiskować i pismo zawiesić za karę, aby w przyszłości nie pozwalało sobie na publikowanie dosłownych cytatów mówcy.

„Vorposten” z 30 maja 1936 r. przynosi wiadomość o pobycie Forstera w szkole partyjnej pod nazwą „Adolf Hitlerschule”. Odbywał się wtedy 21 kurs przeszkolenia partyjnego, w którym brało udział 60 członków partii ze wszystkich okręgów Niemiec (a więc nie tylko Gdańska!). Obecny był także kierownik przeszkolenia partyjnego tej szkoły Wilhelm Löbsack, znany polakożerca, który występował agresywnie przeciw Polsce na licznych zebraniach. Jak podaje krótko „Vorposten”, Forster w swym przemówieniu do uczestników kursu mówił o najżywotniejszych sprawach narodu niemieckiego na wschodzie. Równocześnie wskazywał na powiązania pomiędzy ogólnymi zagadnieniami wschodu niemieckiego a położeniem politycznym w Gdańsku.

„Vorposten” z 12 czerwca 1936 r. podaje wiadomość o zebraniu Nacjonalsocjalistycznego związku nauczycielstwa grupy Langfuhr (Wrzeszcz) Alee Und Ost, gdzie przemawiał do zebranych nauczycieli Pg. [?] Kasten o Wehrmacht-Wehrerziehung (siła zbrojna i wychowanie wojskowe). Tradycja starego, dawnego wojska niemieckiego, którego przedstawicielem był generał feldmarszałek Hindenburg została przez nową Reichswehrę – mimo wszystkich oporów tak z zewnątrz, jak i wewnątrz – odnowiona. Adolf Hitler jako herold lepszej przyszłości stworzył politycznego żołnierza, a tym samym duchowe warunki dla powstania nowego wojska ludowego – tyle „Vorposten” o temacie tak bardzo potrzebnym dla nauczycielstwa na terenie Wolnego Miasta Gdańska.

Ale ten sam numer „Vorposten” przynosi też dalszą krótką wzmiankę, że w grupie związku nauczycielstwa Langfuhr północ i Neufahrwasser Forster przemawiał na temat wychowania wojskowego. Zaznacza „Vorposten”, że Forster twierdził, iż wychowanie takie jest rzeczą nowego państwa. Więcej szczegółów nie podaje.

„Vorposten” z 13 czerwca 1936 r. podaje kilka szczegółów z podróży gdańskich jurystów do Lipska. Razem 80 osób, w tym sędziowie, prokuratorzy itd., zaproszonych przez ministra sprawiedliwości i kierownika związku hitlerowskich prawników dr. Franka na zjazd niemieckich narodowo-socjalistycznych prawników w Lipsku. Odbyły się – jak podaje „Vorposten” – przemarsze, przemowy. W wykładach omawiano cele niemieckiego prawa, uwolnionego z obcych naleciałości. Jasno jak chyba nigdy wyczuł każdy z przedstawicieli prawa niemieckiego jedność narodu niemieckiego z jego prawem. Zwłaszcza dla odciętych od Rzeszy gdańszczan te wypowiedzi były niezapomnianym przeżyciem.

Na tym kończę i te drobne okruchy wiadomości, zaczerpnięte z kilkunastu tylko numerów „Vorposten”, które przypadkiem dostały się teraz do rąk moich. Ale i one dobitnie wskazują – aczkolwiek przecież „Vorposten” ze względów zrozumiałych nie mógł podawać szczegółowych sprawozdań z wypowiadanych na zebraniach tez (dowodem tego incydent z socjalistyczną „Volkstimme”) – jaki duch został wniesiony na teren Wolnego Miasta Gdańska z chwilą, gdy namiestnikostwo hitlerowskie począł sprawować Forster. Zakłamanie i łamanie obowiązujących traktatów stało się codzienną ideą przewodnią jego polityki.

Atmosfera w Gdańsku stawała się coraz bardziej napięta, burzę czuć było w powietrzu, a od wiosny 1939 r. zatarg o Gdańsk przybierał coraz bardziej realne kształty. Tylko nasza dyplomacja nie chciała tego widzieć, czy też udawała, że wszystko to fraszki, że to da się może w bezpośrednich jakichś rozmowach ułożyć. Ludzie przychodzili stroskani, zapytywali co będzie, czy wojska polskie w razie potrzeby wkroczą i ochronią ludność polską, zapytywali również nastawieni na orientację propolską Niemcy, ale na to odpowiedzi nie było. Czuło się nadciągające jakieś złowrogie chmury, mówiono o jakimś specjalnym zadaniu, które miał wypełnić mający przybyć w ostatnich dniach sierpnia do Gdańska wojenny okręt niemiecki „Schleswig-Holstein” ze starannie dobraną załogą, wyposażony w nowe działa. Rząd polski zgodził się jeszcze w czerwcu na przybycie tego okrętu, a gdy o tych wiadomościach meldowałem min. Chodackiemu, otrzymałem odpowiedź: „Panie, to stare pudło, to wizyta kurtuazyjna”. Formacje SS przybyłe z Prus Wschodnich obsadziły wzgórze Hagelsberg, gdzie stawiano ciężkie baterie, i zamknęły drogę na wzgórze, gdzie zawsze dużo ludzi chodziło na spacer. Od początku sierpnia nikogo już tam nie wpuszczano. Koszary we Wrzeszczu pełne były żołnierzy niemieckich w mundurach, których nie wypuszczano na miasto, ale widać ich było przez otwarte okna z ulicy. Amunicja przybywała z Prus Wschodnich. Naoczni świadkowie opowiadali, że w okolicach Gdańska buduje się całe miasta baraków, tylko nie można było stwierdzić, na jaki cel mają one służyć.

1 września nad ranem wątpliwości ustały. Jak zapowiadał Forster, Gdańsk jednej nocy został przyłączony do Rzeszy, a Niemcy rano mieli tylko obowiązek oflagowania [miasta]. Polacy zostali masowo aresztowani i przeprowadzeni do koszar i szkoły na Fleischergasse, byli bici i poniewierani, nawet dostało się min. Chodackiemu i innym urzędnikom Komisariatu Generalnego, którzy mi to sami później opowiadali, bo zostali wydani Polsce w zamian za urzędników konsulatów niemieckich w Polsce. Ale ludobójstwo, tak starannie przygotowywane przez Hitlera i Forstera, już się zaczęło. Padły pierwsze ofiary – wymordowano urzędników poczty polskiej, tych, których wzięto do niewoli. A potem nastąpiły dalsze ofiary pod auspicjami Forstera: w Gdyni, Piaśnicy, Stutthofie, Szymonowie i Bóg wie, gdzie jeszcze dalej. Tysiące najlepszych synów Polski padło pod ciosami rozbestwionych SS-manów, których Brigadeführerem był Foster.