EDMUND ZALEWSKI

Plut. Edmund Zalewski, 49 lat, pracownik kolejowy, żonaty; 11 Batalion Saperów Kolejowych.

13 listopada 1940 r. zostałem aresztowany na dworcu kolejowym w Wilnie. W tym dniu aresztowano również byłych pracowników PKP Mieczysława Zahorowskiego i na drugi dzień Stanisława Gierniakowskiego [?], a dzień przedtem Michniewicza Józefa i Sosnowskiego Wiesława, kilka dni zaś przedtem Bronisława Stankiewicza– wszystkich pod zarzutem należenia do Polskiej Organizacji Powstańczej.

Z dworca kolejowego przewieziono mnie do gmachu mieszkania dyrektora kolei państwowych [?], gdzie mieściło się kolejowe NKWD. Tam natychmiast mnie zrewidowano, zabrano wszystkie dokumenty i odprowadzono do celi nr 6 mieszczącej się w podwalu, dwa i pół metra pod poziomem ziemi. W celi ze ścian ciekła woda, na podłodze stały kałuże. Światło dzienne nie dochodziło, okno było małe, okratowane, pod sufitem, o ciemnych szkłach. Wietrzenie celi dokonywane było tylko wówczas, gdy raz dziennie wypuszczano za własną potrzebą. Długość celi cztery metry, szerokość półtora, wysokość dwa i pół. Znajdowało się w niej sześć osób. Między innymi w celi przebywał Piotr Bogdziewicz– pracownik kolejowy, również członek tej organizacji. Obecnie wiadomości o nim nie posiadam, gdzie on znikł, nic nie jest mi wiadome. Wiem, że był on bardzo męczony w czasie badań i wracał do celi ze śladami razów i bicia.

Jak również nie wiadomo mi, gdzie są: Władysław Bekiesz, pracownik kolejowy aresztowany przed nami też za należenie do wyżej wspomnianej organizacji i Władysław Bohatkiewicz, brat Piotra, aresztowany jednocześnie z Franciszkiem Kiełbasińskim w tej samej sprawie.

W czasie badań bito mnie i maltretowano, żądając wydania członków organizacji i wskazania, gdzie jest przechowywana broń, a też i za to, że nie przyznawałem się do zarzutu, że zebrania organizacji odbywały się w moim mieszkaniu i w moim domu (dane, które moi oprawcy skądś posiadali). Tak trwało 20 dni aż wreszcie odczytano mi, że jestem oskarżony z art. 58 par. 4 i 11. Zaznaczono, że będę sądzony i odwieziono do więzienia na Łukiszkach, gdzie osadzono w celi nr 21, w celi tej znajdował się żołnierz litewski, po niejakim [czasie] dosadzili do tej celi jeszcze trzy osoby, między nimi kpt. Piotra Łuskowca [?].

W czasie przebywania na Łukiszkach w więzieniu w korpusie I, dla politycznych, często słyszeliśmy krzyki maltretowanych ludzi. Gdy zachorowałem, to pomocy lekarskiej nie udzielono mi w dostatecznym stopniu, a gdy już byłem zupełnie wycieńczony z głodu (gdyż karmienie było bardzo złe) nie pozwalano nawet wysyłać do szpitala.

Z rodziną nie pozwolono prowadzić żadnej korespondencji i nie dopuszczano do mnie nikogo.

Władze więzienne i dozorcy składali się z Rosjan i Litwinów. Ci ostatni do Polaków odnosili się szczególnie źle i jeżeli co było dozwolone, to dawali Litwinowi, ale nie Polakowi. Książki litewskie Litwinowi dawali do czytania, mnie natomiast polskich książek nigdy nie dano.

23 czerwca 1941 r. zaczęto nas wywozić jeszcze przed ranem pod bardzo silnym konwojem w karetkach więziennych do wagonów na stacji towarowej (przedtem, 22 czerwca Wilno było bombardowane przez niemieckie samoloty). Ładowanie do wagonów odbywało się przez cały dzień 23 czerwca, wówczas już trwała walka o Wilno między Niemcami i bolszewikami. Przez wagony leciały pociski. Rano 24 czerwca pociąg nasz odjechał na wschód. Wagony były tak przepełnione więźniami, że można było tylko stać. W dwuosiowym wagonie, w którym jechałem, było 45 ludzi – drzwi zamknięte i zadrutowane, okna pozamykane. W czasie podróży, która trwała 11 dni, z Wilna do miasta Gorkij [Gorki] w Rosji, dano tylko cztery razy chleb, ogółem nie więcej jak półtora kilograma, woda była dawana w bardzo małej ilości i to niecodziennie. Ludzie cierpieli z braku wody i jadła. Na prośbę o wodę odpowiadano groźbami. Pragnienie męczyło niemożliwie. Z wycieńczenia i pragnienia zmarł sierżant Wojska Polskiego z Nowej Wilejki nazwiskiem Aleksander, imię jego nie jest mi wiadome. Zwłoki zmarłego od chwili śmierci do wyładowania nas w Gorkim pozostawały w wagonie, prośby nasze o zabranie ich nie były usłuchane.

W Gorkim umieszczono nas w celi w liczbie 105 osób. Stłoczeni byliśmy bardzo ciasno, w nocy kładliśmy się jeden na drugiego, bo nie było miejsca, aby wszyscy [mogli] ułożyć się na podłodze. Normalnie ta cela według łóżek obliczana była na 26 osób. W Gorkim karmili nas bardzo źle: rano gorąca woda bez cukru i 400 g chleba, zawsze niedopieczonego; na obiad pół litra zupy, codziennie gotowanej z drobnej, solonej wraz z wnętrznościami, ryby z głowami (gatunek nieznany mi); często trafiały się w zupie muszle. Drugie danie: półtorej stołowej łyżki kaszy (źle omaszczonej, jak na lekarstwo). Wieczorem gotowana woda, pół litra. To codzienny wikt.

Tam przesiedziałem do 10 września 1941 r., kiedy zwolniony zostałem z więzienia jako Polak. Rozprawy sądowej nie było, zwlekali z jej przeprowadzeniem. Po zwolnieniu zostałem skierowany na zamieszkanie do kirowskiej obłasti, miasto Hołturin [Chałturin]. Dowód zwolnienia opiewał, że to miejsce pobytu wybrane przeze mnie, lecz w rzeczywistości nikt mnie o to nie pytał. Było to zwykłe zesłanie tam, gdzie władzy rosyjskiej wysłać mnie się podobało. Po przybyciu do Hołturina [Chałturina] do wojenkomatu złożyłem podanie o skierowanie mnie do armii polskiej, o formowaniu się której słyszałem, i w kilka dni później skierowano mnie do Tatiszczewa, gdzie przebywała wówczas polska 5 Dywizja. Tam wstąpiłem do wojska.

Miejsce postoju, 3 marca 1942 r.