WACŁAW KONARSKI

Warszawa, 29 stycznia 1946 r. p.o. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadek został uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi. Sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Wacław Longin Konarski
Data i miejsce urodzenia 29 lipca 1908 r. w Warszawie
Imiona rodziców Ludwik i Maria z Madejskich
Zajęcie tokarz, pracownik elektrowni
Wykształcenie szkoła powszechna i szkoła zawodowa dla metalowców
Miejsce zamieszkania Warszawa, al. 3 Maja 2 m. 15
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie powstania warszawskiego mieszkałem przy ul. Wolskiej 11 m. 31. W dniu 5 sierpnia 1944 roku w nocy dom nasz zaczął się palić i dym dochodził do piwnicy, gdzie przebywałem wraz z rodziną: bratem Janem i szwagrem Wiśniewskim oraz Władysławem Zawadzkim, Rutkowskim czy Rudnickim i jeszcze kilku osobami. Wobec pożaru, mimo odgłosów strzelaniny, wyszliśmy wszyscy na podwórze. Ciemno już było, ale dzięki temu, iż dom nasz płonął, zobaczyłem na podwórzu trupa kobiety i mężczyzny, z daleka snuły się jakieś cienie, oprócz grupy w mundurach niemieckich. Niemcy kazali nam iść w ulicę Krochmalną, gdzie stojąca obok domu nr 90 grupa czterech Niemców oddzieliła mężczyzn i zatrzymała, kobiety zaś skierowała ulicą Krochmalną w kierunku Karolkowej. Zdaje mi się, iż mężczyzn wraz ze mną było siedmiu.

Wszystkich nas skierowano na podwórze domu nr 90, tu kazano stanąć pod płotem, po czym trzech Niemców zaczęło do nas strzelać. Wszyscy Niemcy byli pijani. Upadłem po pierwszej salwie, nie będąc rannym. Wówczas czwarty Niemiec, który przedtem nie strzelał, podszedł do leżących, kopał każdego, trącał nogą, mówił „polski bandit żyjesz” – po polsku – i strzelał. Myślę, że ocalałem wtedy dlatego, iż Niemiec był zupełnie pijany. Było bardzo źle leżeć, ponieważ dom sąsiedni płonął i płonące deski spadały koło nas, doczekałem jednak aż Niemcy odeszli, i dopiero wtedy wraz z bratem uciekłem do piwnicy płonącego domu, gdzie znaleźliśmy już szwagra Wiśniewskiego, i gdzie przyszedł jeszcze Duda, także ocalały z tej egzekucji.

Zdaje się, iż zginęły wtedy trzy osoby, Zawadzki, Rutkowski czy Rudnicki i trzeciej osoby nazwiska nie pamiętam.

W piwnicy tej pod palącym się domem przebywałem parę tygodni, oprócz nas poprzychodziło tam wiele osób, także ocalałych z egzekucji ulicznych, ale nazwisk ich nie znam, nikogo z nich nie spotykam.

Odczytano.