STANISŁAW PĘTLAK

Warszawa, 8 marca 1946 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, działając na mocy dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. o Głównej i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (DzU RP nr 51, poz. 293), przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie oraz o treści art. 107 i 115 kpk świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Pętlak
Imiona rodziców Adam i Katarzyna
Data urodzenia 14 października 1900 r., Pilaszków
Miejsce zamieszkania […]
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie analfabeta, umie się podpisać
Zawód pracownik Zakładu Oczyszczania Miasta (zatrudniony ul. Twarda 64)

W czasie Powstania Warszawskiego mieszkałem przy ul. Wolskiej 129, w domu Hankiewicza, położonym naprzeciwko Parku Sowińskiego. W domu naszym mieszkało 236 lokatorów z rodzinami. Przed powstaniem obliczono, iż przebywało tam ok. trzy tysiące osób.

Z naszego domu akcja powstańcza nie była prowadzona, 4 i 5 sierpnia walki toczyły się daleko od nas.

5 sierpnia o godz. 9.40 przebywałem na drugim piętrze w swoim mieszkaniu, którego okna wychodziły na ul. Prądzyńskiego. Zobaczyłem, iż z XXI Komisariatu przy ul. Wolskiej żołnierze niemieccy (o ile mogłem z tej odległości zorientować się, z formacji SS) wyprowadzili grupę ponad stu policjantów granatowej policji trzymających ręce podniesione do góry. Żołnierze grupę policjantów podprowadzili pod wał koło cerkwi prawosławnej i tu ich rozstrzelali.

Widząc egzekucję, chciałem wraz z rodziną uciekać z domu, lecz okazało się, że jest już obstawiony przez SS-manów i Ukraińców. Posłyszałem krzyki wzywające, by ludność opuściła mieszkania. Zaledwie zdążyłem wyjść z domu wraz z rodziną, gdy żołnierze zaczęli rzucać granaty do mieszkań, powodując pożar. Znalazłem się w grupie mieszkańców naszego domu razem z żoną Sabiną (lat 36) i synami Stefanem (lat 19), Ryszardem (lat 14), Kazimierzem (lat 4), Januszem (lat 3) i Henrykiem (lat 11, żyjącym) oraz córkami Marią (lat 13) i Hanką (lat 9). Oddzielono grupę mężczyzn od kobiet z dziećmi i grupy skierowano pod siatkę stanowiącą ogrodzenie Parku Sowińskiego.

Stanęliśmy, kobiety koło bramy do Parku, bliżej ul. Elekcyjnej mężczyźni. Żołnierze zaczęli do nas strzelać z karabinów maszynowych od strony ul. Ordona. Karabiny z miejsca egzekucji nie były widoczne. Przy pierwszej salwie rzuciłem się do ucieczki, przeskoczyłem siatkę i upadłem w pokrzywy po wewnętrznej stronie Parku, nie będąc rannym.

Leżąc, widziałem, jak inni mieszkańcy naszego domu padali po salwach, jak żołnierz wyrwał z rąk młodej matki niemowlę, ją zastrzelił, a dziecko cisnął na szyny tramwajowe.

Gdy salwy ucichły widziałem, jak żołnierze (Ukraińcy i zdaje się, że widziałem tam również SS-manów) chodzili między leżącymi, dobijając jeszcze żyjących strzałami z rewolweru.

Po krótkiej przerwie przeprowadzono pod siatkę ogradzającą Park Sowińskiego grupę kobiet z dziećmi i mężczyzn z domu magistrackiego (narożny) Wolska numer 132 i Elekcyjna 1/3.

Później salwy bliższe i dalsze słyszałem cały dzień, pod siatkę doprowadzano kolejne grupy mężczyzn, kobiet i dzieci, lecz ile osób, a także ile razy grupy doprowadzono, nie umiem określić.

Wieczorem widziałem, iż grupa mężczyzn z ludności cywilnej zaczęła znosić zwłoki z miejsca egzekucji na skwer w Parku. Tego dnia znoszenie zwłok nie zostało ukończone.

Nie widziałem, jak zwłoki palono. Około północy, pełzając, dostałem się na teren cmentarza prawosławnego, a stąd poszedłem do Jelonek.

Razem ze mną uciekł z Parku mieszkaniec domu Grabowskiej (ul. Wolska 105), którego nazwiska nie znam. Wiem, iż mieszka przy ul. Bema, zatrudniony jest w Milicji Obywatelskiej.

Z mieszkańców naszego domu ocalał po egzekucji Pachalski, właściciel sklepu spożywczego (obecnie zam. w Błoniu czy Ożarowie), Władek Maliszewski (mały chłopiec, obecnie zam. w Mszczonowie u rodziny Maliszewskich) i mały syn akuszerki (nazwiska nie znam), mały syn Stanika (obecnego adresu nie znam) i mój syn, 11-letni wtedy Henryk, którego odnalazłem w 1945 r.

Widziałem, jak padli w czasie salw: administrator naszego domu Świderski z żoną, małżonkowie Stanin z dzieckiem, Władysław Maliszewski z żoną i trzema córkami. Innych nazwisk rozstrzelanych nie znam.

Na tym protokół zakończono i odczytano.