IRENA KLEIN

Warszawa, 26 marca 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Irena Kleinowa z Kornarzewskich
Data i miejsce urodzenia 18 stycznia 1904 r. w Warszawie
Imiona rodziców Adam i Stefania z d. Mysior
Zawód ojca urzędnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód urzędniczka w sejmie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Puławska 83 m. 7
Karalność niekarana

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy ul. Puławskiej 83. Od 1 sierpnia 1944 roku rejon naszego domu znajdował się w ręku powstańców. Ulica Puławska była na wysokości Dolnej zamknięta barykadą, poza którą Niemcy nie przedostawali się.

18 sierpnia syn mój Zbigniew Waldemar (ur. 18 stycznia 1927), zamieszkały obecnie razem ze mną, został ranny. Po opatrunku w I Miejskim Ośrodku Zdrowia, został przeniesiony do Szpitala sióstr Elżbietanek.

W ostatnich dniach sierpnia przeniosłam syna do punktu sanitarnego przy Malczewskiego 16 czy 18, skąd we wrześniu zabrałam go do swego domu przy Puławskiej 83. W dniu kapitulacji Mokotowa przeniosłam swego syna do punktu sanitarnego, mieszczącego się w I Miejskim Ośrodku Zdrowia, którym kierował dr Stypułkowski. W dniu kapitulacji Mokotowa w domu ośrodka w suterenie mieścił się szpital dla zakaźnych, w którym wtedy było do 10 osób, a na parterze, w trzech czy czterech pokoikach byli ranni, razem 10 do 15, między innymi mój syn. Poza tym, w tym samym czasie, to jest w dniu kapitulacji, w schronie, mieszczącym się między ul. Puławską a domem ośrodka przebywała pewna liczba ludności cywilnej, rannych i kilkunastu rozmundurowanych powstańców. W pewnej chwili, było to już koło 10.00 wieczorem, usłyszałam hałas – od jednej z sanitariuszek dowiedziałam się, że Niemcy wyprowadzają personel lekarski i sanitarny. Po chwili syn powiedział mi, że dom ośrodka pali się. Wybiegłam na zewnątrz, zauważyłam, że na dom padają jakieś pociski zapalające. Z płonącego już ośrodka, w którym wtedy w suterenie przebywali zakaźnie chorzy, a na parterze, jak już mówiłam, ranni, przeniosłam syna do schronu. W tej jego części, do której przeniosłam syna, przebywało wtedy, jak mi się wydaje, paręset osób – m.in. ranni i kilkunastu rozmundurowanych powstańców. Mimo mych wezwań nikt nie chciał mi pomóc wynosić z płonącego ośrodka rannych i chorych. Spłonęli oni żywcem, słyszałam ich krzyki i wołania o ratunek. Sądzę, że spaliło się tam kilkanaście osób.

Nazajutrz o świcie opuściliśmy schron. Przed schronem stał żołnierz niemiecki, który z naszego tłumu wyłowił trzech czy czterech młodych mężczyzn. Inny z żołnierzy niemieckich odprowadził tych młodych mężczyzn za węgieł płonącego domu. Po chwili usłyszałam stamtąd krótką salwę, chłopcy ci do nas nie wrócili. Ludność ze schronu przeszła Puławską w stronę Służewca. Ja załadowałam syna i dwoje małych dzieci na wózek od warzyw. Gdy znalazłam się na wysokości parku Dreszera, jakiś oficer niemiecki sfotografował mnie i syna na wózku. Obok – widziałam – Niemcy podpalali sąsiednie budynki, grabiąc je uprzednio.

Podjechałam dalej do ul. Malczewskiego, chcąc ulokować syna w znajdującym się tam pod numerem 16 czy 18 punkcie sanitarnym, ale dowiedziałam się od jednej z sanitariuszek, że lekarze niemieccy zapowiedzieli przewiezienie rannych do Pruszkowa. Rzeczywiście przed punktem sanitarnym stała ciężarówka, na którą załadowano kilka rannych i chorych osób oraz mnie z synem.

Samochód przewiózł nas na teren toru wyścigowego na Służewcu, skąd przewieziono nas dalej do Pruszkowa.

Na tym protokół zakończono i odczytano.

Staje ponownie świadek Irena Kleinowa i, powołując się na pouczenie o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i na wezwanie moje opisane przed chwilą na stronie trzeciej niniejszego protokołu, stwierdza, że według słów siostry szpitalnej, Polki, która pracowała w ośrodku dla rannych i chorych przy ul. Puławskiej 91, zgromadzeni tam Polacy dlatego nie chcieli pomóc świadkowi w ratowaniu rannych i chorych z płonącego domu, że Niemcy zagrozili im – w czasie, gdy świadek ratowała swego syna – i z powodu tego ratowania, że wszyscy zgromadzeni w schronie obok szpitala zostaną rozstrzelani, o ile będą ratowali rannych i chorych.